Strona:Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu/38

Ta strona została przepisana.

Stuk zamykanych drzw i od zakrystji uderzył ostro w sklepienie, rozbił się tam i echem przypadł do murów.
Zatuliłam się w kołnierz futra, twarz schowałam w mufkę i siedziałam cicho z natłokiem myśli, które tu jakoś złagodniały. Miałam wrażenie jakbym po wrzaskliwej orgji sępów i jastrzębi weszła w stado białych gołębic, słodko gruchających. Białe pióra łagodnie szemrały, cicha pieśń, jakiś nokturn melodyjny, otaczał mię i kładł do duszy rozwite gałęzie wonnych lilji. Powiewały nademną kwiaty. Błogość nieziemska wsnuwała się do żył rozpalonych męką, rozpuszczała zbite kawały serdecznej krwi, pieściła ją, mieszając z nektarem błękitnym wielkiej szczęśliwości. Pulsa moje biły równo i słabo. Pogoda błysnęła po burzach, pogoda słoneczna.
Pachnąca świeżością przestworów powietrznych, okraszona cudowną tęczą, nabraną kolorami, niby czara najdrogocenniejszych farb, zapożyczonych od słońca i gwiazd.
Tęcza ciężarna wielką nadzieją.
I wraz z nią i wraz z lutnią słowiczych pieśni, wzięła mię ta przedziwna pogoda w swe zaklęte kolisko.
Cisza pobożna, cisza anielska.
Wyratowałam się.... wyszłam z gniazda os zjadliwych, jestem oto wśród łątek, świecących skrzydełkami z kryształu, wśród cichej chmurki motyli, bujających nad roztoczą błękitno seledynowej fali. Czuję ukojenie i szepty łagodne. To drobne falki szeleszczą w sitowiu: Czasem w tę ciszę boską, niby błyskawica, wpadnie myśl nagła i zmąci ją. Jak szybki ukośny lot jaskółki, co spadając raptownie pomiędzy motyle, piersią swą roztrąca je i burzy na chwilę gładką toń wodną. Tylko na chwilę. Znowu spokój, pogoda, radość.
Uczucia me, zmordowane walką, targaniem się beznadziejnem, wypełzły na słońce tej pogody wewnętrznej i piły rozkosz, piły żarłocznie słodycz po goryczy. W całej istocie rozlał się przepiękny, dobry spokój i prądem silnym płynął. Burzył się radością. Więc minęła niedola duchowa? Już przebrnęłam nędzę największą swego bytowania?.....
Szczęście niezrównane!
Wszystko przetrwam, przeboleję, byle w tej pogodzie nie zaćmił się jeden blask, byle jedno skrzydełko kryształowej łątki nie zwisło umarłe, byle cisza się nie zmąciła.