Strona:Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu/40

Ta strona została przepisana.

Musiał.
Może to wizja? Czego on taki czarny? Jednolicie czarny; od stóp do głów. Nic się na nim nie błyszczy.
Ale to nie wizja, On sam. On najwyraźniej. Boże mój! nie śpię, to nie sen.
Znowu sen, znowu Narczyńsk!
Zatargało mną. Za nic dłużej tu nie zostanę.
W stałam cicho. O gdybyż nie słyszał.
Szłam wolno, boczną nawą, sunęłam niby cień. Usłyszał. Idzie za mną. Nogi mi ciążyły jakbym miała obuwie z kamieni, Idzie, już jest blisko.
Zachodzi mię z boku, idzie środkową nawą.
Nagła myśl: uciec do zakrystji i stamtąd na ulicę. Nie dogoni, nie trafi.
Ale i ja nie trafię, pozamykane.
Na nic, na nic wszystko! Stanął obok mnie. Pochylił głowę w ukłonie.
Czego on taki czarny, cały czarny?
Już stanęliśmy przy drzwiach. Umoczyłam palce w kruży z wodą święconą i.... podałam jemu. Był to ruch mimowolny. Przeżegnałam się, on dotknął palcami swego czoła.
Wyszliśmy na ulicę. Śnieg, zadymka, i chłód. Nie widać świata poza gęstą zwałą śnieżycy. Szłam jakby niesiona, z twarzą ukrytą w mufce. On obok mnie. Taki wiatr, że nie słyszę jego ostróg, nic nie dźwięczy, szabla nie sunie się po ziemi. On idzie cicho i patrzy na mnie.
Jak długo to trwało? Może wieczność?.... śnieg sypał mi w twarz, wicher północny dął tamując oddech.
Dziwna plastyczność niektórych szczegółów, a mętnia innych.
Oto wiem, że dmie wiatr północny, wiem na jakiej jestem ulicy, poznaję domy. Ale kto idzie obok?.... Mąci się. Tak, to on, Bieruzow. Czy tylko on istotnie, czy duch, czy wizja?
Idziemy długo, bez słowa. Dlaczego ja nic nie mówię?... to głupie. Co on pomyśli?
Śnieg, śnieg, zda się nieprzebyty. Jakiś dźwięk nagły i ostry. Pewno szabla i ostrogi Andrzeja?