Strona:Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu/42

Ta strona została przepisana.

koma. Jak pokoch.... jak to przyjdzie, przepadły wszelkie rozumowania“.
Widoczne było z niedokończonych jej zdań, że nie chce słowa wymówić, które jeszcze wśród nas nie padło i którego ja sama instynktownie boję się. Gdy mówiła, słuchałam z zapartym oddechem, jak ktoś, kto czeka, że lada chwila runie mu na pierś salwa karabinów. Lękałam się tego słowa, niby ostatecznej katastrofy, jakby ono, to jedno słowo, miało moc wyrokowania o mojem nieszczęściu.
Julka to odgadła i nic nie wyrzekła. Drugi raz Julka znowu zaczęła mówić. Było to w nocy, usłyszała, że nie śpię i nagłe rozległ się w ciemni pokoju jej głos smutny.
„Ciebie to musiało spotkać Cesiu. Ty jeszcze tego nie znałaś, a materjał masz podatny, bo uczucia w tobie kipią. Ty jesteś i sokół i gołąb, a przedewszystkiem kobieta z sercem gorejącem, I powiem ci nawet, że to nie głupi wybór serca, tylko nieszczęsny O! w tem rzecz“.
— Julka, dosyć, — przemówiłam głosem zduszonym.
— Ja nic nie mówię — ciągnęła ona dalej — tylko rozumuję, że uważasz to sobie za zbrodnię, a ja ci powiem, że się mylisz. Mogłaś trafić gorzej, w zwykłych warunkach, ale szczęśliwiej. To widzisz jest różnica. Teraz trafiłaś dobrze, lecz — nieszczęśliwie. Ale to nie zbrodnia, nie podłość. To tylko — nowy krzyż.
Zamilkła, a ja już tęskniłam za jej słowami. Cisza zimowej nocy rozsiadła się władczo w pokoju i smutek snuła ponury.
— Julka! — zawołałam.
— A co chcesz?...
— Mów jeszcze.
Ciche te słowa padły z mych ust, jak nieśmiała prośba. Wiedziałam, że grzęznę, że lecę na głowę w niebezpieczeństwo i brnęłam.
Usłyszaam szmer, lekkie stąpanie bosych stóp. Koło mego łóżka stanęła Julka. Nagle wsunęła się pod kołdrę i zaczęła mnie całować.
Włosy mi na głowie powstały.
Zechce zwierzeń, a ja nie powiem, nic nie powiem.
Przeczułam.