Strona:Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu/48

Ta strona została przepisana.

głaszczą. Ni ratunku, ni szczęścia dla człowieka. Jak zdaje się, że szczęście masz w zanadrzu, że anioł ci je tam włożył, to zaraz ono czarne kły wystawi i zgrzyta, i uchwycenie go — niemożebnem czyni. Ot, ludzki los! ot męka!
Westchnął ciężko. Och! to jego wechnienie! wryło mi się w pamięć.
— A pani wie co to szczęście znaczy?.... a?.... — spytał.
— Nie, — odparłam krótko.
Popatrzał na mnie badawczo.
— Nieprawdę pani powiedziała, panno Cesiu. Pani wie co to jest szczęście, ale... i... wy uchwycić go nie możecie bo.... czarne kły zaporą stoją, jabym chciał te kły waszego szczęścia powyłamywać, żeby zostało swobodne i dobre, ale sił nie mam takich. To Herkulesowa robota.
Instynktownie czułam, że powinnam odejść. Nie mogłam! On szepnął zmienionym głosem:
— Jeden taki czarny kieł, to ja przed wami już złamał, bo ja już nie... żandarm.
Oderwałam się od okna jak brutalnie popchnięta. On posunął się do mnie.
— Panno Cecyljo, ja was proszę, nie uciekajcie. Co ja wam takiego zrobił, że się pani mnie boi?
Nagłym ruchem wziął mię za ręce, ale usunęłam je energicznie.
— Niech mię pan nie dotyka! — krzyknęłam wzburzona.
On patrzał chmurnie lecz spokojnie. Spytał powoli.
— Czy ja dla pani wróg?.....
Stanął w progu zagradzając mi drogę. Ogarnęła mię panika strachu i gniewu.
Nie panowałam nad sobą.
— Tak! wróg, wróg mój i mego narodu. Należy pan do plemienia, którego.... nienawidzę!
— I mnie... i mnie pani nienawidzi?...
Zacięłam się.
— Wy kłamiecie! Och, jak wy kłamiecie, panno Cecyljo. Ja wiem, wy plemienia mego nie lubicie, wy patrjotka! Ale ja?... Czy ja temu winny, że wy mnie poniewieracie. Ot! niesprawiedliwość!
— Niech pan idzie stąd i.... nie wraca! — wybuchnęłam.