Ta sama twarz, ta sama postać, jedynie różnica epoki — znamienna.
Tamta — wychylona z ramek tchnęła życiem, świat ją nęcił; z wiarą i nadzieją wstępowała w jego szranki. Ta dzisiejsza — utraciła wszystko z dawnych skarbów młodości, prócz duszy i uczucia, które w niej żyło stale. Tamta, w jasnym stroju, ze sznurem korali na piersiach — ozdobą młodych, ta w czarnej ciężkiej sukni i.... także w koralach. Ten sam sznur zdobiący jasną suknię tamtej, leżał teraz na fałdach czarnego stanika dzisiejszej. I nawet nie raził, wyglądał jak czerwony głóg na opadłym z liści krzewie róży. Podona myśl przemknęła przez głowę kobiety — spojrzawszy na swą ozdobę uśmiechnęła się lekko z czułością. Wnuczka tak ją ustroiła, a teraz pobiegła do ogrodu po fijołki dla babuni. Był właśnie początek Maja, trawniki w ogrodzie aż błękitniały od tych kwiatków. Z za okna dochodził świergot ptaków, ćwierkanie jaskółek tłuczących się pod zrębami dachów, czasem gwizdnęła przeciągle wilga, lub zakwiliła makolągwa. Rzeźki poszum drzew, błyszczących świeżą zielenią nanosił do pokoju mnóstwo wiosennych zapachów.
Słońce skłonione na drugą stronę nieba, szło ku zachodowi, i na pożegnanie umajonej ziemi złociło się, grało pysznemi barwami czerwieni, tuliło ziemię w gorącym uścisku, uśmiechało się do niej promiennie. Mnóstwo świetlistych iskier, wsypanych do pokoju, migotało błyszcząc co raz ogniściej.
Postać kobiety, ozłocona zachodem, nabrała różowych odcieni, korale krwawiły się łyskliwie.
Podniosła oczy na portret i długo patrzyła w milczeniu. Po chwili westchnęła głęboko.
— Ile lat, ile lat!....
Cofnięta w głąb fotelu oddała się rozmyślaniom.
Przed oczyma jej duszy odżywały minione obrazy. Jak chmura różnobarwnych motyli spadły na nią wspomnienia.
Jedne białe, niewinne z owych czasów, kiedy młodziutka dziewczyna w białej sukni, z jasnym warkoczem spoglądała w świat z wiarą i zaciekawieniem. Z czasów, w których się nie odczuwa nadziei, bo się ją nosi w sobie nierozłącznie, jest ona w naszej krwi, jest jakby cząstką naszej istoty. Wówczas szczęście widzi się w każdym kwiatku, rozsypuje się dokoła uśmiechy pełne wesela, oczeku-
Strona:Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu/56
Ta strona została przepisana.