pniu potęgi, była tak czcigodną, że z piedestału swego nie mogła zejść na niższy stopień.
Pozostała na wyżynach. — — — — — — —
Kobieta wpatrzona w portret przymknęła oczy. Wspomnienia szły dalej.
Wiadomości o nim, które świat jej przynosił, zbierała jak drogocenne perły, kładąc je na sercu. Każdej wieści słuchała z rozkoszą, ze skupieniem, prawie z nabożeństwem.
O tajemnicy tak dla niej drogiej wiedziało zaledwie parę osób z jej najbliższych — potem gdy dzieci dorosły sama wyznała im wszystko, pragnąc, aby dowiedziały się o tem z ust matki, nie od obcych ludzi. Bo ludzie, domyślając się czegoś, sądzili ją rozmaicie.
Jednych zastanawiało, że będąc tak młodą, nie pragnęła nowych związków. Inni, odrzuceni, w gniewie szukali przyczyn, tworząc przeróżne domysły. Ale naruszyć jej dobrej sławy nikt nie potrafił.
Jej opinja pozostała nieskalaną.
Minęła wiosna jej życia i lato, nawet smętna lecz pogodna jesień była już po za nią.
Nadchodziła zima.
Lecz otaczał ją spokój. Kobieta przypominała listopadowy dzień, trochę oszroniony ale nie bez światła. W duszy czuła jasność, chociaż nieco melancholijną.
Nie wystygła tęsknota, nie uleciało wspomnienie drogiej przeszłości, wszystko to żyło w jej sercu przysłonięte księżycową srebrnicą marzenia.
Dawne walki, serdeczne niepokoje nie występowały wyraźnie jak w dniach młodości. Owiewał je cień ideału.
Czas i walki życiowe kładły na dawne uczucia piętno niemal religijne, jakby mistyczne. Wielka miłość przestała być ziemską, nie tracąc na swej sile. Żyła w całej istocie niezmiennie, ale jakby w słonecznej dali, w krainie Aniołów niedościgłych ludzkim pożądaniom. Wielka miłość realna i zmysłowa w swem powstaniu, miała wiele pierwiastków idealnych, nie zniszczył jej czas. Świetlana, choć z cichą tragedją połączona przeszłość, stała się cudną legendą rozjaśniającą dzisiejszą pomrokę, brzmiąc dźwięcznym hejnałem strun, jak złota harfa.
Strona:Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu/63
Ta strona została przepisana.