utkwione w albumie widzą co raz nowe obrazy. Widzą wieczerzę wigilijną, taka radosną. On był wówczas z nią razem, łamali się opłatkiem — mówiąc sobie oczyma dużo. Usta musiały milczeć. Lecz mowa oczu daje często więcej szczęścia i upojenia, może ułudy?... słowa bywają za blade, aby wyrazić niemi całą potęgę uczucia.
Irena wspomina ubieranie drzewka wigilijnego i rozmowę przy zawieszaniu cacek. W tej chwili najtragiczniej przedstawił się im dramat ich życia. Zmuszeni ulec konieczności powiedzieli to sobie jasno i wyraźnie. A cacka na choince świeciły, drzewko szemrało, jak by mówiąc:
„Nie dla was szczęście, nie dla was życie rodzinne“.
Po wieczerzy śpiewali kolendy, ona rozdawała dzieciom zabawki, on pożerał ją smutnym wzrokiem i mówił do swej duszy pogrążonej w sadzy nieszczęścia.
— „Nie dla mnie ty, nie dla mnie“.
Minęły smutne święta, bo wigilja była dla nich przełomem ze złotej ułudy do szarych pustyń rzeczywistości.
Minęły święta, on wyjechał, rozstali się — może na zawsze?
I przeszedł rok. Znowu wigilja.
Świat się toczy!
Teraz Irena sama ubierała drzewko, każde cacko kropiąc łzami. On nie siedział w kącie salonu na foteliku, nie łamała się z nim opłatkiem. Przy wieczerzy łkanie tamowało jej głos, w piersi czuła ból rozpaczy i żalu.
A śnieg sypie tak samo jak przed rokiem, na dworze zamieć.
W ciszy nocnej zdaje się rozlegać pieśń uroczysta:
„Bóg się rodzi, moc truchleje“.
Irena czyta półgłosem:
„Ledwiem cię poznał, już cię żegnać muszę —
A żegnam ciebie, jak gdybym przez wieki
Był z tobą razem i kochał twą duszę,
A teraz jechał w jakiś kraj daleki
I nie miał nigdy już zobaczyć ciebie,
Chyba gdzieś, kiedyś po śmierci, tam w Niebie.
„...Te słowa Krasińskiego pisał on przed rokiem po wieczerzy wigilijnej, gdy zostali sami w salonie.
Irena poczuła wilgotną chmurę w, oczach, łzy splamiły welin. Jedna po drugiej spadały z pod ciemnych rzęs Zaczytanej —