Strona:Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu/77

Ta strona została przepisana.

Pociąg rwał całą siłą pary.
Przez okna wagonu migały wzgórki i rozległe doliny, pokryte kępami jałowcu i karłowatą wierzbą. Pogoda była śliczna, godzina przedwieczorna, zalana krwawą łuną zachodzącego słońca. Biały kłąb dymu wylatując z lokomotywy, rozpadał się na pojedyncze kłaczki i świecąc w słońcu różowo, obsypywał gęsto wysoki nasyp toru.
W przedziale pierwszej klasy, pociągu kurjarskiego, przy oknie, siedziała młoda kobieta. Miała włosy jasno blond, z połyskiem, mieniące się w złoto; zaczesane bujnie nad czołem, lekko faliste, zakończał z tyłu duży węzeł skręcony luźno.
Siedziała wspierając głowę na dłoni, zapatrzona w jaskrawe łuny, z tęsknym wyrazem w ciemnych oczach. Druga ręka zwisła na sukni, trzymając rozłożoną książkę. W postaci kobiety przebijała apatja i rezygnacja.
Monotonny stukot kół wagonowych, świst lokomotywy, wpadał biernie do jej uszu.
Trwała w głębokiem zamyśleniu, może o tych roztoczach zalanych krwawiącym się blaskiem, które migały przed jej oczyma z szybkością niepochwytną, jak najlepsze chwile w życiu człowieka.
O czem myślała?... może o tem co już przeszła na ziemi, i co ją czeka jeszcze w wielkiej liczbie dni jej pozostałych.
Lubiła świat i ludzi. Wielkie zbiorniki cywilizacji, środowiska ludzkie pociągały ją również silnie, jak ciche łąki wiejskie z klekotem bocianów, jak rozległe pola ze śpiewem, fujarki pastuszej. Kochała naturę, wielbiła sztukę. Muzyka, byle harmonijna, upajała ją zawsze. Ludzi lubiła dla własnych studjów, mówiąc, że ma przeciwne zdanie od Seneki. Ten mędrzec twierdził, że ile razy poszedł między ludzi, mniejszym wracał człowiekiem. Ona zmieniała mniejszy na — rozumniejszy.
Ludzie i świat, gdy weszła wśród nich młodziutką dziewczyną, zaczynającą żyć, wzięli ją odrazu w dość barokowe ramy. Ale