Strona:Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu/81

Ta strona została przepisana.

im więcej się ich poznaje tem większa ochota do śmiechu, a mniejsza do życia. To dowodzi pewnej krańcowości, bo już na płacz nie znalazła pani zastosowania, a płacz to przecie objaw pośredni.
— Bo ludzie nie są warci płaczu.
— Tylko śmiechu, dobrze. Ale czemuż tak raptowny przeskok od śmiechu do śmierci?
— To są rzeczy różne, śmiech dla nich, śmierć dla mnie, gdybym już nie mogła ich znosić.
— Z tem się nie zgadzam, zamarna idea, aby dla niej pozbawiać świat takiej istoty jak pani.
— Gdyby mnie ludzie tak zrazili, że marzyłabym o śmierci, co by było wówczas światu po mnie?.....
— Bardzo wiele! wskazać pani inny cel, inne horyzonty, gdzie by pani ludzie nie dosięgli.
— Czy pan rysuje obraz klasztoru? to nie dla mnie.
— Nie, ja zmierzam do zamążpójścia pani.
— Rzuciła się w tył niecierpliwie, ironiczny wyraz osiadł na jej twarzy.
— Ach! i pan?... myślałam, że choć pan odstąpi od tego szablonu wydawania mnie za mąż. Zresztą jeśli by mnie ludzie zrazili, czyż mogłabym iść pośród nich znowu?...
— Owszem! iść ręka w rękę z człowiekiem, któryby się świata nie bał, a z ludźmi dał sobie radę.
— Więc musiałby w nich wierzyć.
— Nie koniecznie, mógłby ich równie dobrze puszczać kantem.
— To rzadki wytwór ludzkości — taki człowiek.
— Czyż pani wszystkich, bez wyjątku podsumowuje pod swój kodeks?....
Zamyśliła się.
— No nie, ja zresztą nie doszłam jeszcze do takiej ostateczności. Niekiedy doznaję wrażeń przeciwnych, są ludzie, którzy mnie nawet pociągają, wzbudzają ufność, którym wierzę.
— Doskonale! między nimi wybrać człowieka zastosowanego do pani, i w drogę, na przestworza! a ludziom rzucić na pożegnanie spazm ironicznego śmiechu.
— Powtarzam panu to nie dla mnie. Szablon, szablon!