Strona:Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu/99

Ta strona została przepisana.

— A tu na arenie była Ligia i Ursus.
Przewodnik nie słuchając rozmowy turystów, objaśniał bez przerwy, trzepiąc po włosku, wskazywał górne piętra ruin.
— Tam gromadził się lud rzymski zebrany na igrzyskach.
Hrabia Artur zamyślił się.
— Tak! — rzekł po chwili. Mury te pamiętają dużo, czasem i tu rozbrzmiewało nieludzkie wycie plebsu:
„Panem et circenses!“
Towarzystwo skrzywiło się, niesmak osiadł na wszystkich ustach.
— Eee! takie wstrętne rzeczy pan wspomina — zawołała Wika.
— Fe! idźmy stąd — rzekł Lulu — Hrabia poruszył poziome wspomnienia.
Krezus uśmiechnął się.
— To okrzyk i dewiza zbestwionego tłumu, już się on nie powtórzy. Mamy cywilizację.
Nachmurzeni z wyrazem wstrętu w twarzach, panowie magnaci wychodzili z murów.
Wielkie ruiny Colosseum zdawały się śmiać ironicznie, wyszczerzonemu oczodołami dziurawych lóż. Odwieczny gmach igrzysk żegnał nowoczesnych inteligentów barbarzyńskim okrzykiem:
„Panem et circenses!“