Strona:Helena Rzepecka - Kim był Karol Marcinkowski.pdf/111

Ta strona została przepisana.

Dla przyjaciół był wylany i serdeczny, chociaż mniej blizkim nieraz do siebie dostąpić nie dozwolił. Mówi też o tem w ostatniej swojej woli, że jeżeli na pozór sam był odpychającym dla drugich, to dla wyobrażenia najzupełniejszej niezależności.
»…Całe me życie najwyższe me szczęście zakładałem na zupełnej niezawisłości od świata, wszystkiego sobie odmówić byłem w stanie, i dziś, gdy się z tym światem rozstaję, odchodzę bez żalu do wczoraj, bez życzenia na jutro«…
Zawsze sam sobie wystarczył — nie chciał pomocy ni łaski drugich. Może dlatego zwłaszcza, iż Marcinkowski żył w czasach, kiedy u nas nie wygasły jeszcze przesądy o przywilejach, gdy n. p. większość szlachty-ziemian jeszcze miała się za coś niezwykle lepszego i wyższego od stanów innych — a może nieraz nawet i Marcinkowskiemu samemu dała to uczuć.
Bo za to apostołowanie na rzecz ludu, za ten bój ciągły o jego oświecanie, za tłumienie przedwczesnych porywów nowego powstania — na krótko przed zgonem naraził on sobie część tych ziemian, którzy Marcinkowskiego działanie dla dobra ludu, to działanie demokratyczne, uważali za zbytek gorliwości, za przesadę, i wybaczyć mu tego nie chcieli, a nawet głośno na niego sarkali.
Ale on się nie ugiął — dalej walczył dla idei. Więc mimo to większość szła za nim, część przynajmniej przeszkadzać mu nie śmiała, a może i nie umiała. Znaną to bowiem rzeczą, że przeciętni ludzie nie lubią tych, którzy ich do pracy czy ofiarności nakłaniają, że do nich raczej powezmą urazę, a chcieliby już nie usłyszeć tego »budzenia śpiących«.
Więc też i ci, co spać nadal chcieli, albo którym z ludem ciemnym wygodniej było, ci Marcinkowskiemu nie chcieli darować tego popychania do czynu. A jednak w tem działaniu Marcinkowskiego i największy »arystokrata«, czyli zwolennik »rządzenia najlepszych«, jak n. p. poeta Zygmunt Krasiński, zmarłemu działaczowi nic nie