Strona:Helena Rzepecka - Kim był Karol Marcinkowski.pdf/115

Ta strona została przepisana.

Sztuka jego miała urok niezwykły. Zdawało się, iż samem spojrzeniem złe odpędzał, tyle pociechy i otuchy malowało się na jego twarzy. Prostaczkowie z ust do ust nieśli wieść o »cudownych« jego uzdrowieniach.
I rzeczywiście trudno było pojąć, jak wątły i kruchy organizm chorego lekarza zniósł taką nad siły pracę, któraby i najzdrowszego wyczerpała.
Ale taką była jego siła ducha i wola nieugięta.

Ileż to razy w kruczą, straszną ćmotę[1],
ileż to razy w zamieć, w krwawą słotę,
drżący cwałował z poratunkiem swym?
Iluż on matkom wrócił drogie życie,
Iluż istotom w samych lat rozkwicie,
Ileż pociechy Mąż ten przyniósł im?

Maska pośmiertna Marcinkowskiego.
  1. Wyrażenie zachodnio-pruskie.