Strona:Helena Rzepecka - Kim był Karol Marcinkowski.pdf/29

Ta strona została przepisana.

Tak, do Gdańska, słynnego, królewskiego miasta, pod którem rzek naszych królowa, Wisła zbożopławna, wpada do Polskiego Morza, do tego Gdańska, gdzie ze szczytu wspaniałej wieżycy ratuszowej wznosi się postać ostatniego Jagiellona — udać się miał Karol Marcinkowski.
Wiemy, iż kilku ramionami fale Wisły do morza wpływają. Nad jednem z nich wznosiła się i po dziś dzień jeszcze wznosi wysoka wieża okrągła, baszta potężna. Ale dzisiaj wody Wisły, wyżłobiwszy sobie koryto nowe, i głównem ramieniem wpadają pod Nowym Portem — dawne koryto zaś dotąd jeszcze Wisłoujściem się zowie.
Aż nad morze po utratę swobody osobistej pojedzie tedy studentów dwunastu, z Marcinkowskim na czele. Dnia 21. lipca, o godzinie trzeciej zrana, przed berlińską Stadtvogtei zajeżdżają zwykłe, odkryte powózki pocztowe, żelaznych kolei bowiem dla parowozów umysł ludzki nie był jeszcze wynalazł. Ale zuchowata młodzież mniema, iż podwody podobne nie są dla niej odpowiednie, więc żąda powozów krytych. Na przygotowane powózki siadać nie chce. Wtedy komisarz cofa ją do więzień, a potem przekłada, że zawsze lepiej zastosować się do smutnej konieczności, aniżeli dłużej jeszcze w celach posiedzieć. I młodzież dała się namówić na taką przejażdżkę, stanowi jej nieodpowiednią rzekomo — wyjechała jednak dopiero około godziny dziesiątej.
Nie ustąpił jednak Marcinkowski. Oświadczył, iż albo mu na podróż dadzą wóz kryty, albo też on drogę do Gdańska odbędzie — pieszo. I jeszcze noc jednę spędził w więzieniu berlińskiem, a nazajutrz znowu zażądał wozu osobnego, pospiesznego, tak zwanej ekstrapoczty, która powiozłaby tylko jego samego. W razie gdyby mu takiej poczty nie dano, podróż do twierdzy odbędzie piechotą po dwie mile drogi dziennie. Inny rodzaj podróżowania zdrowiu jego mógłby bowiem zaszkodzić.
Widzimy, iż ustępliwość nie była jego niewczesną zaletą.