Strona:Helena Rzepecka - Kim był Karol Marcinkowski.pdf/30

Ta strona została przepisana.

Bo Marcinkowski słusznie mógł dla siebie wymagać tych względów, by w krytym powozie chronić się od pyłu, szkodliwego dla płuc słabych, a wtedy już chorych, chciał też mieć ochronę od lipcowego żaru, bo słońca od miesięcy tylu był pozbawiony.
Wogóle zdrowie jego musiało być nadwyrężone pięciomiesięcznem prawie zamknięciem, bezczynną stratą czasu, a do tego i niepewnością, jakim to ostatecznie będzie los jego i towarzyszów więzienia, z którymi się nawzajem nie widywał, ani też mógł porozumiewać.
Ale pan prezes policyi berlińskiej nie żartował; do więźnia przywołał rządowego lekarza, żeby stan zdrowia jego zbadał, a lekarz orzekł, iż zdrowiu Marcinkowskiego nie zagraża. Więc z osobnym »aniołem-stróżem«, żandarmem, wsadzono młodzieńca do zwykłego wozu pocztowego w sam święty Jakób, dnia 25. lipca 1822 r.
Wilgotna wieża w Wisłoujściu i nadwodne, ostre powietrze nie goją płuc, gruźlicą, inaczej suchotami toczonych. Chociaż rodzina zawsze pamiętała o synu i bracie, nadsyłała mu zasiłki pieniężne, chociaż nie zapominali o nim przyjaciele i znajomi, zawszeć to przykro tak długo czekać na swobodę, pilno, by szybko minęła kara, oddzielająca go od ukończenia egzaminów lekarskich.
Stan zdrowia więźnia stale się pogarszał. Widział to komendant twierdzy i udzielił Marcinkowskiemu pozwolenia, aby przez pewien czas mógł zamieszkać w mieście Gdańsku i poszukać ulgi w cierpieniu płucnem. Skończyły się wreszcie dni »pokuty«: 29. stycznia 1823 roku Marcinkowski wydostaje się na wolność. Przed opuszczeniem twierdzy musi jednakże złożyć przysięgę, że nigdy nie będzie się starał wywrzeć zemsty (!) ani na głowie państwa, ani na rządzie jego, ani na kimkolwiekbądź z gdańskiej komendantury, ani na władzy, która śledztwo prowadziła, ani też na tych, którzy się do jego karania przyczynili!