Strona:Helena Rzepecka - Kim był Karol Marcinkowski.pdf/33

Ta strona została przepisana.

kle Starym nazwanym, naprzeciwko słynnego z piękności budowy ratusza, w domu, gdzie się mieściła apteka Kolskiego.[1] Odrazu garnie się do pracy najtrudniejszej. Zamożnych chorych w Poznaniu i okolicy leczą już lekarze doświadczeni, dawniej osiadli, ale nie Polacy, którzy biednymi mieszkańcami niechętnie się zajmowali. Ale Marcinkowski nie z chciwości, ani dla wielkich zysków obrał sobie zawód lekarski; on miłuje ludzkość, w każdym bliźnim szanuje brata swego, jak przypominała bardzo wówczas głośna piosenka Wojciecha Bogusławskiego z »Krakowiaków i Górali«:

Nie pogardzaj ubogimi, choć jesteś bogaty,
Bo nie czynią nas wielkimi klejnoty i szaty.
Nie wydzieraj, co cudzego, szanuj wszystkie stany,
Poznaj w człeku brata swego, a będziesz kochany.

Marcinkowski z ludu wyszedł, dla niego też przedewszystkiem chciał pracować — odrazu też przez lud poznański został pokochanym. Że jednak w zawodzie swym był zręcznym, że zwłaszcza osobistemi zaletami urok rzucał na każdego, z kim miał do czynienia, więc wkrótce zjednał sobie pracę u chorych majętniejszych, a co zarobił od nich i zgarnął ręką jedną, to drugą zaraz ubogim rozdawał.

A pracy jest nienasycony. Gdy skończy pracę w domu i swoich chorych objedzie, udaje się do jedynego wtedy w Poznaniu szpitala Sióstr Miłosierdzia, którego głównym lekarzem jest Niemiec, i tam koledze pomaga, z nim razem dokonuje operacyi. Wiemy, jak to lekarz niejeden zbada, pozna chorobę, zapisze lekarstwo i chwyci czapkę, by spieszyć do drugiego chorego. Marcinkowski jednak w szpitalu przesiaduje i chorych pociesza, otuchy im dodaje. A gdy widzi, iż majątek zakonnic nie starszy na przyjmowanie wszystkich zgłaszających się chorych, przekazuje szpitalowi znaczniejszą sumę tysiąca i pięciuset

  1. I dzisiaj na tem samem miejscu jest apteka, ale dom nowy.