Strona:Helena Rzepecka - Kim był Karol Marcinkowski.pdf/38

Ta strona została przepisana.

święcenia sił swoich ojczyźnie, wzywającej obecnie swych synów do broni. Gdy oświadczenie to dojdzie do władz przeznaczonych, będę na polu sławy, z którego żadna siła ludzka wstrzymać mnie nie zdoła«…
Nie waha się też rozstać z matką sędziwą, wtedy, gdy ta druga Matka synów woła do broni. Jednak nie żegna się z krewnymi osobiście, list im tylko zostawia, bo w ścisłej tajemnicy do powstania roku 1830 trzeba było się przekradać przez kordon, którego wojsko pruskie pilnowało. W liście tym czytamy:
…»Kiedym całe moje poczciwe życie przepędził w gorliwej chęci służenia ojczyźnie i rodakom, chybabym się musiał wyrzec samego siebie, gdybym teraz nie szedł za popędem okazania tego czynem, do czego zawsze wszystkie moje uczucia wzdychały. Czas nadszedł, w którym się Polska odrodzić powinna… Spieszę siły moje poświęcić w sposobie, w jakim mnie za zdolnego uznają. Wy tu siedźcie spokojnie i módlcie się do Boga, aby najświętszej sprawie pobłogosławić raczył. Nie trwóżcie się o mnie: wyjeżdżam z tem przekonaniem, że się z wami w przyjaźniejszej porze zobaczę na nowo. Utulcie łzy wasze i nie wyrzekajcie, żem uczynił krok, którego ominąć było niepodobna«…
To były ostatnie jego słowa pożegnania dla matki, której za powrotem nie zastał już przy życiu.
Kiedy Poznańczycy dowiedzieli się, iż Marcinkowskiego w murach miasta już niema — z przerażenia prawie osłupieli. Pójście jego w szeregi wojenne podniosło u nas ducha i dobrym stało się przykładem. Kościoły przepełnione były zwłaszcza kobietami i ubogimi — modlono się żarliwie za sprawę naszą i jej ukochanego szermierza.
A chory z jego zakładu?
Ci na wieść o wyjeździe Marcinkowskiego podnieśli płacz głośny, rzewne zawodzenie, tak jak gdyby już nikt inny nie mógł ich uleczyć. Dopiero kapelan przy szpitalnym kościele Przemienienia Pańskiego uspakajał ich i przypominał, że przecież jeszcze jest inny Lekarz