wstania i słała jej piosenkę p. t. »Litwinka«, której pierwsza zwrotka brzmi:
Wionął wiatr błogi na Lechitów ziemię
i Litwa czeka przychodnia,
wzdycha za nim, czeka co dnia.
Gościu! przybywaj bratnie odwiedzić plemię,
Uwolń wielkiego z więzów niewolnika
olbrzymim ducha udziałem!
Najeźdźców uścielim wałem
i straż im wydrzem świętego pomnika.
Hop! hop! koniku, do Litwy!
Podkóweczka tego kuta,
jest i szablica do bitwy,
szablica jak u Kiejstuta.
Pójdźmy powitać litewskie doliny,
gdzie nas czekają, gdzie zyszczem wawrzyny!
Do zdziałania tego pięciu »polonistów« dawniejszych powołanych zostało; Marcinkowskiego mianowano szefem sztabu. Bił się walecznie pod Hajnowszczyzną, pod Lidą ocalił życie Gustawowi Potworowskiemu, bo od czasu opuszczenia Warszawy Marcinkowski podwójną pełnił służbę: żołnierza i lekarza. Kiedy inni odpoczywali po trudach bitwy czy marszów, Marcinkowski opatrywał rannych i krzepił ich na duchu. Z pod Wilna wyprawił się też pod Połągę, przystań morską na Żmudzi, gdzie z bronią w ręku wylądować mieli ochotnicy francuscy, na pomoc nam przypływający.
Gdy Warszawa jednak, ochronić się nie mogąc, spełnić musi żądanie przeciwnika i przystać na rozbrojenie się wojska, i litewski korpus Chłapowskiego broń złożyć musiał u granicy pruskiej, opuścić ziemię Księstwa, a na pruskie terytoryum przejść bez broni.
Marcinkowski miał wtenczas czterysta rannych na wozach; opiekował się nimi jako lekarz korpusu, a na granicy władzom pruskim ręczyć musiał, iż nie przewozi im zarazy, bo Prusacy obawiali się cholery.
Wiadoma rzecz, iż im bardziej kto zarazy się boi,