Strona:Helena Rzepecka - Kim był Karol Marcinkowski.pdf/55

Ta strona została przepisana.

wraz z Szumanem chcą »budować drzewo wolności«, to jest podnieść powstanie.
Co to znaczy, gdy »czapka gore!«
Czekali więc sędziowie śledczy na Marcinkowskiego, iżby tego niebezpiecznego człowieka znowu zamknąć do więzienia i nowe z niego wymuszać zeznania.
Nie kwapił się tak bardzo pod pruski klucz więzienny czynny i ruchliwy Marcinkowski, więc w Paryżu odczekać wolał, żeby sprawa »zbrodni« Pantaleona Szumana wyjaśniła się bez jego udziału. Doczekać się jednak końca sprawy nie mógł, a że tęsknota za krajem i krewnymi srodze mu już dokuczała, więc we wrześniu roku 1834 wybrał się w powrotną drogę do Polski, ale przez Magdeburg, bo tak mu paszport pruski przepisywał, żeby się tamtejszej policyi przedstawić. Nie chciano go atoli badać w Magdeburgu, tylko odesłano do Berlina, gdzie po kilku dniach pobytu dnia 23. października zabrano go znowu do tego samego, co pierwszym razem, więzienia w Hausvogtei.
Światła i dowodów »zbrodni« długo szukano. Pięć miesięcy w śledztwie znowu Marcinkowski siedzi zamknięty, bo sprawa toczy się żółwim krokiem. Policya i sąd śledczy rozpisują się na wszystkie strony, przesłuchują mnóstwo osób, między innymi słynnego myśliciela, Karola Libelta, wypytują się jeszcze o osoby inne, w liście Marcinkowskiego wymienione. A tu więźniowi pilno do domu i do swoich — więc w styczniu domaga się energicznie, aby śledztwo ostatecznie ukończono, a jego pod sąd oddano. Wreszcie w lutym (9-go) roku 1835 sąd uznaje, iż Marcinkowski współwinowajcą Szumana nie jest, bo list jego do Szumana był pisany jako do osoby prywatnej i tylko dla niego samego przeznaczony. Tutaj sąd pruski orzekł sprawiedliwie.
Posłuchajmy jednego ustępu tego wyroku:
»Marcinkowski przejęty jest entuzyazmem dla sprawy polskiej, z czem się też wcale w zeznaniach swoich nie tai i gdyby przez narodowość polską miało być ro-