Strona:Helena Rzepecka - Kim był Karol Marcinkowski.pdf/93

Ta strona została przepisana.

łują za oszczędnością, zakładają kasy i banki pożyczkowe, którzy lud i naród wyzwolić chcą od jego największego wroga, od trucizny alkoholu w wódce, piwie czy winie.
Nie sądźmy jednak przypadkiem, że Marcinkowski mówił o tem tak sobie, żeby tylko mówić, a drugich popychać do pracy.
Bynajmniej. On sam od trzech lat już obiegiwał takie istniejące okręgi robotnicze, a wziął na siebie te najuboższe i najnędzniejsze dzielnice Starego Poznania, chorobami zakażane i nawiedzane powodzią: Śródkę i Chwaliszewo — byle tylko ulżyć tym najnędzniejszym.
Nie dziw wtedy, że taką nadmierną pracą coraz więcej targał zdrowie, podkopane rozpanoszonemi płuc suchotami. Pogarszał je też jeszcze ustawiczną konną jazdą, którą od czasów ułańskich uprawiał namiętnie. Koni własnych zawsze kilka trzymał na stajni, bo wierzchem do chorego dojechał prędzej, niż wozem. Przeczuwał, a jako lekarz miał pewność prawie, że długo już na tej ziemi nie będzie przebywał, a chciał jeszcze jak najwięcej dobrego bliźnim wyświadczyć. Kiedy już bardzo wyczerpany był pracą, na wypoczynek jeździł na wieś do przyjaciół najczęściej do Dąbrówki Ludomskiej, własności Wiktora Łakomickiego, i tam krótkich używał wczasów. Od konnej jazdy gwałtownej dostawał często nerwowego bólu w udzie i na to leczył się w górskiej miejscowości Dusznikach (Reinerz) na pograniczu śląsko czeskiem. Nie te bole jednak najwięcej mu dokuczały.
Bolała go dusza — serce przeczuwało nowe dla nas klęski. Wychodźcy nasi, na obczyźnie politykujący, nie przestawali dążyć do odzyskania niepodległości z bronią w ręku. Przygotowywali nowe powstanie. W tym celu wysłali oni do wszystkich części Polski umyślnych działaczy tajnych, tak zwanych emisaryuszy, którzy lud do powstania przygotowywali tak, iżby jednocześnie w trzech zaborach Polacy z orężem w ręku się podnieśli.