Strona:Helena Rzepecka - Poznań.pdf/43

Ta strona została przepisana.

to były szczegóły tego życia zakonno-rycerskiego, dla nas tem ciekawsze, że zakonnikami-rycerzami byli sami Polacy, a ten zakon nie grabił, ani palił i pustoszył; inne też miał u króla i narodu zachowanie i względy. Wystawmy sobie te dobre czasy, jak to tutaj było gwarno i wspaniale. Kiedy rycerz maltański mianowany zostawał komturem, wtedy w pełnem uzbrojeniu, z szyszakiem albo na głowie lub poza sobą niesionym, z łańcuchem na piersiach, w towarzystwie dwóch innych dostojników siadał na koń i jechał do katedry. Za jego koniem kroczyło dwóch giermków, jeden z godłem zakonu, drugi z mieczem obnażonym. Przed portykiem katedry przyszły komtur zsiadał z konia i wszedłszy do kościoła, szedł prosto ku wielkiemu ołtarzowi, gdzie go oczekiwało duchowieństwo. Potem z czterema tylko osobami komtur szedł do kapitularza, gdzie dla szczupłości miejsca więcej osób mieścić się wygodnie nie mogło, tam przewodniczącemu kapituły wręczał pismo królewskie i mógł wybrać sobie dowolnego pisarza grodzkiego, który obecnych wręczeniu tego aktu świadków spisywał. Wtedy jeden z prałatów kapituły przemawiał do niego z napomnieniem, aby zawsze był stróżem Krzyża Chrystusowego i wiary, na pamiątkę tego krzyż mu wręczając. A że do duchownego stanu należał, wręczał mu szaty duchowne: dalmatykę, komżę i inne części odzieży liturgicznej, oraz miecz obosieczny, aby katedry był opiekunem i obrońcą. Świetne czasy wspaniałych obrzędów minęły, bo zakon zniesiono po rozbiorach, ale mury i nagrobki świadczą o minionej przeszłości; dzisiaj śto-Jań-