W tej chwili ukończyłam czytać powieść pana Osady p. t. “W dniach nędzy i zbrodni”. Jestem jeszcze pod jej wrażeniem, gonię myśl Autora, biegnę wytkniętym przez nią traktem, widzę słabość jej chwilami, i — mając na względzie dobro ogółu jak i Autora, ośmięlę się wydać o pracy Jego, mój osobisty sąd. Sądzić zaś będę miłującem piękno sercem i — sporą dozą intuicyi, które to czynniki są mi przewodnikami w mej pracy i doradcami w poglądach na inne.
Pan Osada powieścią swoją dał nam próbkę talentu, który w przyszłości będzie tworzyć — arcydzieła; nie tylko więc że tej Jego pierwszej pracy powinniśmy w sercach i myślach naszych dać szerokie miejsce, ale obowiązkiem naszym jest, dodać Mu na tej nowej drodze odwagi i rady, a serdeczną życzliwością pozyskać Jego posłuch, co wpłynęłoby dodatnio na talent i wytworzyło w sile jego więcej artyzmu.
Powieść pana Osady — pomijając literackie usterki, (bo tych krytykę pozostawiam innym) z strony artystycznej — przedstawia się następująco:
Temat bardzo ciekawy — całość napisaną z werwą. — Część pierwsza: tło nader barwne, postacie na niem trochę zagadkowe, — coś jakoś niepewne. Mniejsza z tem, może tak i lepiej; Autor zresztą krasą słowa, szybką zmianą wypadków, porywa czytelnika za sobą tak czarująco, że choćby chciało się tchu złapać, lub spocząć na chwilę bo Autor tak rozkosznie pędzi naprzód, że, zapominając swoich wymagań, z zapartem tchem leci się za nim — choćby w przepaść.
Druga część — tłomaczy niejako, dla czego Autor zamknął oczy na piękno przyrody i zaniedbał silniejszego wycieniowania niektórych postaci na barwnem tle pierwszej części. — Bo umiłowanem pięknem Autora — jest uczucie narodowe — itemu to — poświęcił wszystkie swe siły. — Stworzył świątynię polskich uczuć i tę jedynie miał na względzie.
Przepięknym jest obraz chwili — gdy garstka poczciwych rozbitków zbliża się do Buffalo. — Wynędzniałym, umęczonym fizycznem cierpieniem, w agonii ciała i ducha, gdy nie widzą już dla siebie ratunku, ukazuje się w oddali, niby symbol zbawienia, błyszczący na tarczy słonecznej naznaczonej krzyżem, jakby w przeczuciu, że ta, będzie przyszłego ich życia symbolem — wytężają wzroki, kierują kroki, — i oto naraz, gdy już zwątpienie niby noc śmierci tłoczy im duszę — przechodzą w nowe życie!... I odtąd — słoneczna tarcza Polski z znakiem krzyża wiary, jest im puklerzem — nadzieją — celem!
...Słoneczna tarcza Polski z znakiem krzyża wiary wiedzie ich odtąd przez całe życia koleje...
Przewodnia myśl Autora jest tak wielką, że zaiste z uznaniem i podziwem trzeba przed nią kornie schylić głowę.
O ile jednak usprawiedliwiam poniekąd obojętność Autora na piękno duszy w przyrodzie i ludziach w pierwszej części, o tyle mam Mu za złe pominięcie tej siły Bożej — w drugiej części. Część ta, sama się zaznacza — jako nowa epoka, w której, tak w jednostkach wprowadzonych na widownię, jak i w ogólnem nastroju polskiego społeczeństwa — dokonywa się odradzanie ducha. — Obowiązkiem przeto Autora było dać nam możność głębszego wglądnienia w ten arcyciekawy peryod.
Autor rozumie ważność zadania i wgląda potrosze — ale tylko w duszę społeczną, — jednostki pominął, a szkoda, bo i studyum piękne, i — pamiętać trzeba, że jednostki to siły nietylko czujące, ale i myślące — ruchome — które wytwarzają duszę społeczną.
Pominąwszy żądanie piękna dla piękna, trzeba ito mieć na względzie, że przeciętny czytelnik czy-
Strona:Helena Staś - Życzliwa krytyka.djvu/1
Ta strona została uwierzytelniona.
Życzliwa krytyka.
(pod adresem pana St. Osady).