umysłach ludów było światło wielkie!... Ale zawierucha i burza przyćmiła słońce i za chmu rami rozdzieliła je na cztery części, i nie było już jedno ale cztery słońca...
Ludy, w których żyła pamięć owego wielkiego światła, znikły z powierzchni ziemi pozostawiając jedynie po sobie wspomnienie w posągach nie zrozumiałych dziś dla pokoleń mniejszych słońc...
Przyjdzie jednak czas, że te cztery słońca czuwające nad ludzkością znów się złączą w jedno światło i zbogacone siłą doświadczenia zaświecą większem jeszcze blaskiem niż wprzód. No we promienie zbudzą marzącego człowieka i marzeniom jego dadzą formę rzeczywistości.
Z światłem tem, prawdy zaprzeszłych wieków echem ozwą się w umyśle ludzkim budząc w nim zapomniane obrazy i głosy.
Niezrozumiałe dziś symbole starożytnych świątyń będą uznane za święte drogowskazy. — W świetle słońca słońc nic nie zginie, wszystko się odszuka i przywiedzie na pamięć.
Nie napróżno starożytni mędrcy kazali ryć złotem w świątyniach:
“Jam jest początek i koniec — moja latorośl jest słońce”!
Byli to wielbiciele Boga w słońcu. Bóg ogarniający wówczas ich umysł miał swoje symboliczne odbicie w słońcu. Myśli też ich były tak wielkie, tak potężne, tak jasne, że nam stojącym dziś w rozdzielonym blasku — trudno je zrozumieć. Były duchem i ciałem skupione w świetle słonecznem.
Aby dziś stworzyć słońce w którego blasku ujrzemy prawdę wszystkich narodów potrzeba przedewszystkiem zbliżenia się ku sobie rozdzielonych słońc. — Każde z nich ma w sobie prawdę zrodzoną w łonie jednej matki. Odmienna kultura zmieniła, je bez zaprzeczenia, ale są w nich zarodki — które powinny, — i które muszą — zbliżyć się do sie bie.
My pójdziemy za nimi — bo są w nas ich soki żywotne. Mamy w sobie ich życie, kochamy je wszystkie, nie możemy wyrzec się żadnego z nich, gdyż są one naszą egzystencyą — naszem ludzkiem życiem.
My chcemy ujrzeć te słońca jednem wielkiem światłem, — by jasnością jego zbudzony — powstał ze snu — “skończony człowiek!”
Chicago, dnia 1 listopada, 1908 r.