Poszukiwanie za perłą starsze go rodzeństwa, a nawet Matki samej — nie odniosło żadnego skutku. — Perła przepadła.
Mój żal po tej stracie był nieu tulony. Pierwszy dzień nie wyszłam wcale przed dom. Na drugi wyszłam wprawdzie, ale czem prędzej zrobiłam dołek w murawie, umieściłam w nim koralikowy świat, pokryłam trawą, usiadłam na nim, i zabezpieczywszy go w taki sposób przed chciwem okiem, rozmyślałam smutna o ludzkiej niewdzięczności.
Matka, widząc moją pochmur ność, starła się tłómaczyć, że Hance też coś się należało, że mnie zostało jeszcze dosyć korali ków, więc ona może mieć ten jeden, że dawno powinnam była jej coś z koralików ofiarować; — ale ja z perswazyi tej nic nie zrozumiałam. — Pojęcie podziału własności między bliźnich, nie miało wówczas jeszcze do mnie przystępu. Ja wiedziałam, żem ten świat moich zabaw zdobyła łzami, krzykiem, często własną krzywdą, dla której zagojenia starsze rodzeństwo rzucało mi jak okruchy te oto koraliki, i ja, miałam się dziele z innymi tem — co z takim bólem nabyłam? — Nie! — Na taką ofiarę w pierwszym okresie mego życia zdobyć się nie mogłam...
Zaczęło się coś we mnie bunto wać... Złość i mściwość, których różne przykłady wokół siebie widziałam, zajęły miejsce przyjaźni.
Dział dzieci moje koraliki .... . Wiedziałam i widziałam nieraz jak dzeci sobie dokuczają, czemużbym więc — myślałam w dal szym ciągu — nie miała wiedzy tej wykorzystać dla zadowolenia... zranionego uczucia.
Dziś wstydzę się przyznać, że potrafiłam już wówczas być na tyle złą, że w cichości obmyślałam katusze jake zadam Hance, skoro się do mnie zbliży. Hanka zaś stała zawsze pod swojem pło tem z wypcchniętym jak zwykle przedsie brzuszkiem, z brudnym palcem w pyzatej buzi, patrząc we mnie czerwonemi oczyma — zuchwale. — Tak mi staje w tej chwili w pamięci ta biedna brzydota, jakbym ją co dopiero widziała.
Ja, siedząc na moim koralikowym świecie niby udzelna królewna, wymyślałam męki dla przestępczyni.
— Rozedrę na niej gałgany — była pierwsza myśl kary; ale z nasunięciem się gałganów przyszło powątpiewanie w srogość kary, — b oczyż jedno więcej rozdarcie podartych gałganów zmartwiłoby winowajczynię
— Włożę palec w czerwone śle pie! — było następne postanowienie, lecz z uprzytomnieniem czerwonych ślepi doznałam jakejś odrazy. Po chwili więc namysłu zadecydowałam:
— Złapię za kołtuny i nakładę pięścią: ale i tu z wspomnieniem dotknięcia kołtunów nie
Strona:Helena Staś - Perła.djvu/5
Ta strona została uwierzytelniona.