w świecie manekinów. Iwaszkiewicz twierdzi, że trwać można bez złudzeń i nadziei i trwanie to nie musi być samą udręką. W tym przekonaniu właśnie przeciwstawia się Iwaszkiewicz katastrofistom. Równowaga wewnętrzna, unikanie „brzegów przepaści“ i stała gotowość do stawiania czoła ostatecznej klęsce umożliwiają trwanie i jest to — być może — jakaś szansa dla humanizmu. Janusz Myszyński realizuje taką postawę. „Warte nun, balde ruhest du auch... Janusz zrozumiał. Oto właśnie to nowe, to zachwycające, co mu przynosi życie. Powrotu nie ma do rzeczy minionych, ale właśnie jak dziś nad brzegiem morza widział, że po każdej fali, która bezpłodnie rozbija się o piasek, wzbiera inna, nowa fala. I ona znowu niesie nowe muszle, nowe cuda skondensowane w kropli wody — i tak samo się załamie. I że na tym polega co dzień nowy, inny urok życia. Szukał tu wspomnień — i nic nie odnalazł. Obce miasto, obce domy, obcy ludzie, z których nikogo już nie znał. Ale za to przyszła do niego ta pieśń, ten kryształowy, upajający, łomki jak sopel lodu i jak sopel lodu topliwy głos, który go zapewniał:
„Podożdi niemnogo,
Otdochniesz i ty...
Czekać! Teraz tylko czekać na wielkie uspokojenie. A każdy dzień przyniesie nową kroplę wody życia“ (tom II, str. 129).
Jest to — rzecz jasna — postawa zgody i na sytuację człowieka. „alienowanego“ i na kompromisy. Zgody nie ma tylko na fałszywe przezwyciężenie alienacji, na pigułki Dzewaniego. Iwaszkiewicz chce trwać w alienacji dopóty, dopóki trwanie jest możliwe. Alienacja nie jest bowiem złem najgorszym. Poucza o tym Janusza w Hiszpanii młodziutki poeta baskijski.