swoich walorach życiowo niewydarzonym. Jednym słowem nic bardziej sprzecznego z tym, co wiemy o samym Iwaszkiewiczu. A przecież w Myszyńskim widziano nie tyle rezonera Iwaszkiewicza, co jego autoportret. Byłby to autoportret w najwyższym stopniu nieprawdziwy i nieszczery. Trudno o bardziej szczerą i bardziej pełną w szczerości powieść niż „Sława i chwała“. Trzeba tylko widzieć, na ilu planach powieści rozgrywa Iwaszkiewicz swoją ludzką sprawę. Janusz Myszyński jest tylko potencjalnym, nie spełnionym w żadnej twórczości poetą. I byłoby niejako sprzeczne z jego świadomością, gdyby poetą został. Nie istniała jednak żadna tego typu powi eściowa potrzeba, ponieważ swoją klęskę i swoje zwycięstwo współczesnego artysty rozegrał Iwaszkiewicz w losach i w świadomości kompozytora Edgara Szyllera. Zwątpienie uczyniło Janusza Myszyńskiego krańcowym passywistą, on jednak nie musi być aktywny, ponieważ jego powieściową rolą jest mieć świadomość sensu aktywności innych. Sens znaczy tu najczęściej bezsens, ale bezsens rzadko jest czymś z góry założonym. Nie dla bezsensu ginął Józio Royski pod Kaniowem. Bezsensu nie planował w swoich rachubach życiowych Kazimierz Spychała. Wojenny plenipotent Myszyńskiego w działaniu Andrzej Gołąbek walczył nie po to, żeby daremnie zginąć. W nich wszystkich wyraża się także osobowość samego Iwaszkiewicza. Ileż swoich własnych spraw zamknął Iwaszkiewicz w losach tak mało sympatycznego Spychały aż do pewnych epizodów biograficznych włącznie. Myszyński sam rzadko dokonuje samodzielnych wyborów życiowych, ale przecież wybierają, i to jak krańcowo, wszyscy wokół niego. Wołodia Tarło wybrał coś, na co nie mógł się zdecydować Myszyński, Ariadna Tarło wybrała coś wręcz
Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/121
Ta strona została przepisana.