że taki esej mógłby napisać James Joyce dla przygotowania gruntu pod „Ulissesa“ albo dla wyjaśnienia, dlaczego „Ulisses“ jest taki, a nie inny. Chcę powiedzieć, że „Piękna choroba“ jest w gruncie rzeczy dziełem z zakresu filozofii na użytek literacki. Na taki właśnie użytek jak w „Ulissesie“ Joyce’a. Nie przypuszczam, żeby Jastrun zamierzał zabrać się do czegoś takiego jak „Ulisses“. Jastrun widzi, zda je się, jakieś powody, dla których przekroczenie granic języka zracjonalizowanego gotów jest uznać za niemożliwość. Tym bezinteresowniejsza jego zasługa, że postanowił odkryć wszystkie słabe punk ty tego języka, któremu postanowił być wierny. Może zresztą mylę się w tych przypuszczeniach. Czas pokaże, czy „Piękna choroba“ jest podsumowaniem czy inwokacją. Jedno jest pewne ponad wszelką wątpliwość, Jastrun napisał rzecz niezwykłą, rzecz natchnioną, głęboką w swoich treściach, szlachetną w swoim patosie tak częstym u Jastruna, a tym razem w pełni właściwym, usprawiedliwionym doniosłością i dostojeństwem tej wypowiedzi pisarskiej, w której powiedziane zostało wszystko, co Jastrun uznał się w prawie powiedzieć. Dzieła takie jak „Piękna choroba“ powstają rzadko, są nader szczęśliwym rezultatem pisarskich wysiłków, które nie zawsze przynoszą oczekiwane owoce, ponieważ żywe dzieła literatury tak jak „piękna choroba“ zwana życiem są wynikiem niespodziewanym, rodzą się z nieznanych przyczyn, są zapewne tak jak wszystko owocem zbiegu okoliczności, na co nie można mieć wpływu i czego najczęściej nie można zrozumieć.