i obrzydliwości, życia i śmierci. I nad tym wszystkim okrucieństwo ciągłej zgody na mniej, na gorzej, na zupełne nic, gdy to nic musi być wszystkim. Ta zgoda nie ma nic wspólnego z kwalifikowaniem moralny m ludzkich aktów życia. Okrucieństwo zgody, którą wyraża zwycięstwo instynktu istnienia, polega na tym, że jest ona ponad czy poza aprobatą czy dezaprobatą moralną. Dopóki istniejemy, godzimy się tym samym na istnienie niezależnie od wszelkich kwalifikacji moralnych. Kowalska zdaje się twierdzić, że nie ma granicy dla mniej i gorzej, poza którą nie byłoby już możliwości zgody. Potrafimy istnieć bez szczęścia i bez celu, bez najbliższych, bez wiary, bez nadziei i bez miłości, bez oczu i bez rozumu. Potrafimy istnieć wśród koszmaru i obrzydliwości, wśród pozorów, dla wspomnień tylko, a nawet bez pamięci. Opowiadanie Kowalskiej może się kończyć tylko tak, jak się kończy. Debil i ślepy od urodzenia, który utracił wszystkich i wszystko i został kaleką pod każdym względem, słyszy, że on jeden z czterech najbliższych przyjaciół będzie żył. „Usłyszawszy ten wyrok rozpłakałem się z przerażenia, a może i z radości“ (str. 65).
„Ołtarze“ są literacką symfonią okrucieństwa istnienia, które jednocześnie nie staje się nigdy tak okrutne, żeby przestało być lepsze od nieistnienia, żeby zdołało zabić instynkt istnienia. W wizji życia, którą stworzyła sobie Kowalska, jest miejsce na wszystko, nie ma miejsca na samobójstwo. Jest wiele systemów etycznych, które wykluczają możliwość etycznego usprawiedliwienia samobójstwa. Nie sądzę jednak, żeby u Kowalskiej zadecydowały o eliminacji samobójstwa względy etyczne jakiegokolwiek systemu z chrześcijańskim włącznie. Ta eliminacja dokonuje się u niej bez związku z jakąkolwiek sferą wartości.
Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/138
Ta strona została przepisana.