Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/145

Ta strona została przepisana.

leżności lecz o korzystanie z upowszechnionych już byczami Kuśniewicz jest jak mało kto za pan brat. zdobyczy nowej prozy. Z najrozmaitszymi takimi zdo- Posługuje się nimi po wirtuozersku i ze swobodą, za którą nie kryje się już żadna ekscytacja. Ta wirtuozeria nasuwa z kolei pewną paralelę literacką. Powieść „W drodze do Koryntu“ przypomina „Idzie skacząc po górach“ Jerzego Andrzejewskiego. Podobieństwa tych dwóch powieści sięgają zresztą dosyć głęboko. W języku Kuśniewicza tytuł powieści Andrzejewskiego musiałby brzmieć „W koryncie“. Kuśniewicz ukazuje Korynt w perspektywie, Andrzejewski w akcji. Obydwaj jednak nie szukają w Koryncie sfery wartości i tym obydwaj różnią się od mistrza. U Andrzejewskiego sfera wartości istnieje w domyśle pod czy ponad Koryntem. Istnienia tej sfery domyślamy się u Andrzejewskiego z pełnym przekonaniem, może tym większym, że Andrzejewski ani słowem o niej nie napomyka. Nie może napomykać, skoro wszystkie słowa są lub mogą być skażone ich korynckim zastosowaniem. Słowa są u Andrzejewskiego na korynckiej ulicy tak jak ciała. Wartości nie sposób takimi słowami nazywać.
Kuśniewicz ukazuje Korynt w perspektywie czasu. Nie jest to jednak czas historyczny tak jak u większości współczesnych myślicieli i pisarzy. Myliłby się bardzo, kto by sądził, że o czas historyczny chodzi, a mógłby tak sądzić. Wiele pozorów na to wskazuje. Korynt istnieje u Kuśniewicza w biologiczno-psychologicznym czasie człowieka, czyli w tak zwanym czasie subiektywnym. Kuśniewicz daje nawet wskazówkę, od kiedy zaczyna liczyć czas koryncki. Narrator powieści i jego psychiczny partner, bawiąc się w wyobraźni z całą swobodą treściami swojego czasu, nigdy