nie wykraczają poza granicę lat trzydziestu. Ich wyobraźnia włada czasem tylko do tej granicy. Za tą granicą czas odmierzają korynckie zegary. Oni nie słyszą bicia korynckich zegarów, ponieważ czasu korynckiego nie zaaprobowali dla siebie. Dla innych istniał on zawsze i wszędzie. Taki sam w zamku wujka-dziadka Goriusa, w dworskiej stajni w Suchodole, w wiedeńskim hoteliku pana Kapilarza, w luksusowym hotelu w Weronie. W czasie historycznym musiało minąć co najmniej lat sto. To, co się nie zmienia przez lat sto, jest wieczne. Korynt jest wieczny. Wieczna jest bogini Koryntu Gerda. Gerda, którą podgląda dziadek Gorius, i Gerda, którą tresuje na gwiazdę filmową signore Falconi, jest ta sama i „ma wciąż dwadzieścia lat“. Czas koryncki jest czasem pozornym, w rzeczywistości nie ma czasu korynckiego, jest wieczność Koryntu.
Sferę wartości umieścił Kuśniewicz w czasie przedkorynckim. Czy to jest jednak czas, czy także wieczność. Wieczność Koryntu wyniknęła z relacji z czasem historycznym. Z tej samej relacji wynika także wieczność przedkoryncka. Dla narratora istnieje ona w czasie Koryntu wujecznego dziadka Goriusa i ciotecznej babki Aurelii a więc daleko poza jego przedkorynckim przydziałem lat trzydziestu. A więc nie ma naprawdę dwóch czasów, są dwie wieczności z tą straszliwą między nimi granicą, która rozdziela sferę wartości i sferę bez wartości. Obydwie wieczności nasyca swymi treściami ten sam czas historyczny rozległy do granic, do których dociera wyobraźnia.
Wyobraźnia Kuśniewicza funkcjonuje w granicach autopsji bezpośredniej i pośredniej, to znaczy w tym wypadku rozszerzonej do trzeciego pokolenia swoich przodków. Z kształtów doświadczonego pośrednio i bezpośrednio czasu historycznego ostatnich stu lat
Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/146
Ta strona została przepisana.