wiązku i prawdę mówiąc — z niesmakiem. Ze złośliwą satysfakcją, że chce się tu zbierać to, czego nikt nie posiał. Mniejsza o pensjonarską „Wiosnę grecką“ (1932). Któż nie przeżył młodzieńczego zachwytu dla piękna greckiego świata, który jest najpiękniejszą baśnią europejskiej kultury. Ale „Żelazna korona“ (1936), rozłażący się w słowach mit ładu w obrzydliwym i problematycznym cesarstwie rzymskim hiszpańskiego Karola V? Ale „Kamienie wołać będą“ (1946) — ckliwa i kruchciana legenda świętego państwa we Francji za czasów Ludwika IX? Ale nawet „Przemija postać świata“ (1954), gdzie tylko iluzoryczna perspektywa historii pozwala dostrzec i zaaprobować wątpliwy porządek w niewątpliwym chaosie? Czy fakt, że chaos przetrwał, może być argumentem na rzecz istnienia ładu? Wszystkie te pieśni o rzekomym ładzie różnych historycznych „postaci świata“ wydawały się być owocem zadziwiającego uporu, które go źródłem jest poczciwa wiara, czyli po prostu naiwność.
W „Żelaznej koronie“ trzeba było niemal nie widzieć cienia Wielkiego Inkwizytora, umiejętnie pomniejszać Marcina Lutra, uczynić nic nie znaczącym tego kogoś, kto by mógł z boku widzieć obydwu wielkich rzeczników dwóch sprzecznych porządków Karola V i Lutra. Jest nim w powieści Jerzy de Tournay — postać tyleż interesująca, co bez znaczenia.
Święte królestwo budowniczych katedry w Beauvais, symbolu powszechnej zgodności uczuć i myśli, jest rezultatem tak imaginacyjnej koncepcji ładu jak pozornie przeciwstawne, a w istocie tożsame utopie arkadyjskie o wiele późniejszego pochodzenia.
Dopiero „Przemija postać świata“ przynosi bardziej ważką myślowo próbę odnalezienia zrębów ładu,
Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/159
Ta strona została przepisana.