zamyka różne przecież strofy tej pieśni. Dostrzec refren a przegapić poprzedzającą go strofę to nonsens i dowód głuchoty. Do słuchania są przede wszystkim partie solowe, w chórze refrenu warto zauważyć przede wszystkim związek z poprzedzającą go strofą.
U Newerlego refren Natury zamyka strofę o sponiewieranym do ostatnich granic Wiktorze Domaniewskim, o jego ufającej wszystkiemu kochance Aszyche, o ofiarnym, jak na mój gust, aż nadto ofiarnym Bagornym, o oddanym całkowicie manii wiedzy Ałsufjewie, który zresztą może zbyt łatwo i zbyt lekkomyślnie został wyszydzony. Ta strofa Newerlego streszcza się bez reszty w opowieści mądrego Lui-Tsina o feniksie, ptaku szczęśliwości, który był marzeniem wszystkich, a przypadł mu w udziale los zgodny z prawami życia, czyli z Naturą. To wcale nie wtórność powtórzyć po tej strofie jednakowy zawsze refren, że nie istnieje nic poza Naturą z jej najwyższym, choćby i okrutnym prawem. Refrenem Natury zamyka tu się nowy akt ludzkiego dramatu tak odwiecznego jak mit prometejski.
„I ptak bezmiernej szczęśliwości przechodził z rąk uczniów Jan-tsy do jego domowników, do sąsiadów, co stali najbliżej.
A nie wszystkie ręce były czyste.
Nie wszystkie ręce były mądre.
Nie wszystkie były czułe.
Ten mocniej przycisnął, tamten wyrwał piórko albo zagiął sobie na większe szczęście i tak kiedy doszło w końcu do ludzi z krainy Cz’u, do ludzi strudzonych i głodnych wytchnienia — och, Lui-Tsinie, czy naprawdę nie można inaczej? — cudowny ptak leżał martwy na ziemi, brudny i ze wszystkiego oskubany. Każdy wolałby zwykłą kurę w rosole...“ (str. 454).
W Newerlego refrenie Natury brzmią całkiem nowe
Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/184
Ta strona została przepisana.