tony, potęgujące wyraz rozpaczy i rozdarcia. Newerly nie sugeruje jednak, że jego refren ma oznaczać koniec pieśni. Tak rzecz ujął charbiński historyk Koropka, postać w swoisty sposób tragikomiczna.
„Człowiek wyszedł z jaskini i powraca do niej...
To Koropka powiedział. W Charbinie, gdy szli do Cięgły. Profesor rozwodził się nad kryzysem kultury, że ludzkość na gwałt dziczeje. Wtedy nie bardzo się uważało. Teraz to się wprost widzi.
Tysiące, tysiące lat temu ktoś tu siedział, tak samo pilnując ognia przed mrokiem jaskini. Małpolud jakiś o niskim czole, brodaty po pępek, w skórach szorstkich i cuchnących. Nawet solą nie umiał ich zmiękczyć i zakonserwować. Nic nie mógł i nic nie znaczył. A wokoło były moce straszne i niepojęte, których musiał się bać, na które zdawał się we wszystkim.
I oto znów leży odziany w skórę, w skórę wymuskaną chemicznie, mięciutką a lśniącą jak zbroja. Ale po dawnemu nic nie może, nic nie znaczy. Zastrachany, powalony, szamani imionami babuków — skrótami jakichś wieloczłonów — ichże wszystka mądrość i racja, i inne...“ (str. 350-351).
Historyk Koropka jest tu po prostu katastrofistą i to w dodatku niekonsekwentnym. W jaskini bowiem odżegnał się od kompleksów przeszłości i zdecydował się na związek z Lizą, na co w Charbinie nigdy by się nie zdobył. Wiktor Domaniewski, który w mandżurskim Babilonie poznał strach i zbrodnię, ocenia swój powrót do N a tury zgoła optymistycznie. „Dawniej mógł przynajmniej wierzyć w zaświaty, w jakieś życie piękniejsze po śmierci czy na ziemi w przyszłości. Ale niebo jest puste, a ziemia plugawa. Człowiek? Dziękuję, wolę tygrysa. Tajga... Będę w niej takim, jak mi się spodoba. Jak każdy zwierz — zależnie od zdobyczy“ (str. 288).
Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/185
Ta strona została przepisana.