jest do dziś w sztuce dziewiczym lądem, bo jest to ląd niedostępny dla mężczyzny. Romanowicza ze zdumiewającą odwagą zbliża się do tego lądu. I ona, choć kobieta, jest skazana wyłącznie na wygląd zewnętrzny, na behavioryzm. „Nie, doprawdy, gdzie się kończyło, gdzie się zaczynało to, co było nią, w tych pierwszych tygodniach? Własne piąstki obserwowała ze zdumieniem, dwa niepojęte zwierzątka w wiecznym ruchu, skurczu, przeszywane krótkimi spięciami, obce, żywe. Przyczajała się i otwierała usta, by którąś przecież posmakować, possać, połknąć, jak pisklę, które otwiera dziób na przelatujące owady“ (tamże, str. 45).
Na tyle, na ile jest to możliwe, Romanowiczowa odsłania fazy pierwszych dramatów władzy, dramatów rozeznań, dramatów wspólnoty i obcości, panowania i trwogi. Tak dochodzi pisarka do dramatu nazywania. Tu jednak tajemnica początku człowieka przeradza się w tajemnicę początku Polaka. Nie chcę powiedzieć, że ten drugi wymiar sprawy jest nieważny, stwierdzam jedynie, że „Baśka i Barbara“ przekształca się w całkiem inną już powieść, w powieść polonijno-społecznikowską. Co do mnie, wolałbym jednak, żeby Romanowiczowa sprawy polonijne wyodrębniła w jakimś rodzaju piśmiennictwa użytkowego, a fascynującą skądinąd sprawę dramatu dwujęzyczności ujęła w wymiarze równie uniwersalnym jak w początkowych partiach swego utworu. Myślę zresztą, że dramat dwujęzyczności wymagałby czegoś innego niż to, co gwarantuje technika behaviorystyczna. W najatrakcyjniejszych partiach „Baśki i Barbary“ behavioryzm był jedynie możliwy, nie wynikał on jednak z żadnych programowych założeń pisarki. Że tak było, świadczy najlepiej „Przejście przez Morze Czerwone“, powieść, w której z behavioryzmu nie pozostał nawet ślad.
Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/239
Ta strona została przepisana.