zależności człowieka od innych, dosyć wyraźna hierarchia obowiązków, biegunowe rozgraniczenie wiary i niewiary. W opowiadaniu „Krowa“ skala wartości uległa redukcji do jednego pojęcia — pojęcia bezwartościowości. Zależność staje się totalna i nie podlega różnicowaniu, obowiązków się nie wybiera, więc nie można ich wartościować, wiara i niewiara w ogóle przestają istnieć. Pozostaje tylko sama forma egzystencji i jej nieuchronny kres. Jeśli można tu mówić o dramacie, to dramat ten wynika jedynie ze skończoności egzystencji, która sama w sobie nie jest ani dobra, ani zła i nie może być ani lepsza, ani gorsza. Narrator poddaje się bezwolnie jej z gruntu jednakowym co do wartości przejawom. „Czas wojny to czas kawałka chleba, łyżki ciepłej strawy, to czas walki o dach nad głową, o jeszcze jeden dzień życia. Jeśli czasami uda się jeszcze gdzieś przyłapać dziewczynę — to czegóż chcieć więcej?! Starcy opowiadają, iż dawniej ktoś, kto przespał się z dziewczyną, jak mu było z nią dobrze, starał się ją zatrzymać, zakładał ognisko domowe. Ale to było dawniej; dzisiaj — nie ma miast, nie ma domów, nie ma więc ognisk. Przyjrzyjcie się mnie, leżę na śmierdzącej słomie, ogrzewany przez krowę, podobny do niej, i — dobrze mi!“ (str. 168-169). Jednowartościowość wszystkiego jest tak wszechogarniająca, że dotyczy w równym stopniu trwania i nietrwania: „Bogowie czekają, a ja biegnę ku nim!“ (str. 182). Nie ma tu miejsca na jakikolwiek bunt przeciwko komukolwiek czy czemukolwiek. Wszystko w tym świecie rozstrzyga się samo. „Wewnętrznie zatem nie byłem ani trochę za tym, co czyniłem, wewnętrznie od pierwszej chwili raczej zwracałem mu krowę. Jednakże choć wewnętrznie zwracałem mu krowę, przykładałem mu przecież lufę do piersi, błyskałem groźnie oczami,
Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/255
Ta strona została przepisana.