w tym wypadku być nie mogę, mecenasem w żadnym wypadku. Myślę czasem, że na mecenasa byłbym jak stworzony, ale los poskąpił mi koniecznych w tym względzie środków społecznych. Nie widzę więc przed sobą żadnej sensownej roli do spełnienia wobec Edwarda Stachury. Innymi słowy wbrew moim częstym nawykom tym razem odżegnuję się od ambicji pisania dla autora. Jemu byłbym w stanie jedynie przekazać wyrazy uznania i najlepszych życzeń, a więc akurat to, w czym się manifestuje bezsilna i platoniczna solidarność jednego człowieka z ludzką sprawą drugiego. Uwagi moje adresuję wyłącznie do czytelników „Jednego dnia“.
A więc: jeden z tegorocznych debiutów w prozie. Różny od wszystkiego, do czego w tym zakresie przywykliśmy od lat. Różny przede wszystkim przez krystalicznie czysty nurt liryczny. Nurtem lirycznym nazywam tu bezpośrednią opowieść o uczuciach i nie kojarzę tego z tak znamiennymi właściwościami prozy dzisiejszej jak autobiografizm, podmiotowość, subiektywizm. To, co w tym wypadku nazywam nurtem lirycznym, ma w prozie tylko jedną tradycję: młodopolską, a więc nie najlepszą. Choć wiem, że w wypadku opowiadań Stachury skojarzenia z młodopolszczyzną będą nieuchronne, opowiem się przeciwko tym skojarzeniom. Młodopolski nurt liryczny w prozie był czymś zgoła fałszywym. Proza nie znosiła zawsze i nie znosi do dziś bezpośredniego wyrazu uczuć lirycznych. W prozie nurt liryczny jest nurtem ukrytym. Dla jego ujawnienia w prozie nie ma żadnych estetycznych usprawiedliwień poza jednym wyjątkiem, gdy cała rzeczywistość jest w niej wyłącznie rzeczywistością nurtu lirycznego. Takie wypadki mogą mieć miejsce albo u absolutnych poetów (tacy prawie się nie zdarzają) albo jako coś przejścio-
Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/266
Ta strona została przepisana.