walka toczy się naprawdę, z pełnym ryzykiem niewiadomego. Czujemy nawet, że bitwa w ogóle się nie skończyła, że nic nie zostało do końca rozstrzygnięte, że nad wszystkim wisi nadal znak zapytania. To wszystko, co się dokonało, to tylko dramatyczne epizody, których ostateczny sens może być jak najbardziej różny i w ogóle nie sposób go przewidzieć. Nowe opowiadania Stryjkowskiego to najbardziej dramatyczne utwory, jakie znam. Tak czyste w swoim dramatyzmie, że nie odważyłbym się odnaleźć w nich jakiejkolwiek sugestii, która by w czymkolwiek przesądzała rozwiązanie dramatu. Dlatego tak trudno o tej książce pisać. Wydaje się nawet, że to wprost niemożliwe.
Dramatyczność w stanie czystym osiągnął Stryjkowski w sposób doskonale przewrotny w sensie estetycznym. Tu nie ma nic z tego, co się kojarzy z pojęciem literackiej dramatyczności. Żadnych niezwykłych zdarzeń. Żadnego spotęgowania ludzkich namiętności. Nic z atmosfery grozy, tajemniczości i ciemności świata. I żadnych klasycznych albo awangardowych zabiegów wobec słowa. Stryjkowski ani nie składa słów w poetyckie tyrady, ani nie robi z nimi żadnego hokus-pokus. Słoneczna sjesta świata, leniwe wywczasy ludzi, słowa jakby od niechcenia, gesty jakby dla podtrzymania żywotności. Cisza, spokój i bezruch i w tym wszystkim zastygła trwoga, niepewność i zupełnie niespodziewana wieloznaczność. Słowa codzienne i zwyczajne jak chleb, a smakują jak pigułki, o których nie wiadomo, czy zawierają leki czy truciznę.
To właśnie najbardziej u Stryjkowskiego zdumiewa. Najpierw pomyślałoby się, że wszystko u niego jest prostym i z góry przewidzianym zaprzeczeniem takiego widzenia świata jak u Kafki, a zaraz potem jest
Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/277
Ta strona została przepisana.