Miałem okazję czytać przed laty w redakcji „Orki“ całe partie autobiograficznej książki Henryka Worcella. Worcell opowiadał w niej o swoim życiu powojennym na śląskiej wsi w okolicach Kłodzka. Był to jedyny w swoim rodzaju dokument socjologiczny i dokument literacki: pisarz i rolnik, pisarz i sprzedawca w wiejskim sklepie spółdzielczym, pisarz i autentyczny działacz społeczny zapisywał perypetie swojego życia i komentował je w jakiś przedziwny chłopsko-intelektualny sposób.
Sytuacja życiowa Worcella nie była sztucznie wymyślona, aczkolwiek wszystko zakrawało w niej na wymysł jak najbardziej sztuczny, na jakąś zdumiewającą i tragiczną parodię pewnego teoretycznego konceptu socjologiczno-literackiego. Naturalne koleje losu ukształtowały w sposób doskonały wyjątkową sytuację życiową i pisarską Worcella.
Nie omieszkałem wówczas przekazać Worcellowi swojego zachwytu, co zostało skwitowane — o ile dobrze pamiętam — wyrozumiałą uprzejmością, która mi jeszcze bardziej zaimponowała. Worcell to ktoś, kto wie, że jest prawdziwy, i ceni sobie swoją prawdziwość. Mój zachwyt był czysto literacki, a dotyczył przecież nie tylko literatury, a przede wszystkim tego, co było w niej dokumentem cudzego życia. Nie
Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/281
Ta strona została przepisana.
PARAFIANIE