jego literackiej zabawy z tak zwaną prawdą życia. Zieliński tylko dla zabawy w dosłowność każe mówić kapitanowi Makardkowi: „Ja tam, panie, swoje wiem. A tych, co myślą inaczej, przerobiłbym zaraz na zabawki. Święty spokój byłby i spokojna głowa“ (str. 145).
W żartobliwej deklaracji autorskiej Zieliński tak określa cel swojej literackiej zabawy: „Groteska również musi czemuś służyć. Wbiłem sobie w głowę, że krzepi wyobraźnię, a bez wyobraźni dzisiaj ani rusz“. To bardzo ładnie powiedziane. I myślę, że dobrze się stało, iż Zieliński swoją gimnastykę wyobraźni związał tak ściśle z materią naszego języka potocznego. Właśnie potocznego i użytkowego, a nie literackiego. Dobrze byłoby, gdyby ten i ów uświadomił sobie, że literatura nie wymyśla nic takiego, co by nie tkwiło w naturze elementarnych aktów językowych w praktyce codziennego życia. Wieloznaczność i metaforyczność literatury jest wiernym powtórzeniem wieloznaczności i metaforyczności najprostszych słów, które wypowiadamy na co dzień i na użytek praktyczny. Zieliński wymyślił groteskowy i absurdalny świat dosłowności. Oby ten jego świat pozostał czysto literackim wymysłem.