„Zmianę warty“ (1961) odczytano jako dramat krytyka bez literatury. To paradoks tym efektowniejszy, że od dawna jest w obiegu twierdzenie, jakoby literatura obywała się bez krytyki. Literatura bez krytyki to jednak jeszcze nic dramatycznego, krytyka bez literatury to zjawisko zaiste tragiczne. Nie podzielam jednak współczucia dla autora „Zmiany warty“. Podejrzewam, że przywdziewa on szaty tragiczne dla maskarady bardziej niż z rzeczywistej konieczności. Bez klęski w obliczu konieczności nie ma prawdziwej tragedii. Błoński natomiast wymyślił sobie konieczności i tym samym tragiczną sytuację. Koniecznością, z którą mierzy się Błoński, jest literacka przynależność pokoleniowa. Błoński zakłada, że on jako krytyk musi być pokoleniowo przynależny, a przy tym nie chce być przynależny, ponieważ pokolenie literacko mu nie odpowiada. Sytuacja tragiczna została więc wymyślona, bohater musi, a nie chce.
Czy rzeczywiście musi, czy rzeczywiście istnieje konieczność jakiejkolwiek, a więc tym samym i pokoleniowej przynależności? Przyznam się szczerze, że taka konieczność nigdy nie przyszłaby mi na myśl. Skąd w ogóle przypuszczenie, że obowiązuje stadna przynależność, zwłaszcza w tym zakresie. Komentator, który potraktował serio wymysł autora „Zmiany war-
Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/299
Ta strona została przepisana.
TĘSKNOTA ZA WARTĄ