na sam, w Paryżu dopiero przestał być skrępowany wobec siebie. Ani mu w głowie było szukanie relaksu, on postanowił się z sobą pomęczyć.
Wiadomo, że obcowanie z samym sobą, choć nigdy nie może należeć do przyjemności, od dawna już stało się luksusem, na który mało kto i tylko z rzadka może sobie pozwolić. Niby dla intelektualisty to nie luksus, a konieczny chleb codzienny, ale różnie przecież w życiu bywa, także w życiu intelektualisty. Powiem jasno: Kijowski miał odwagę zrezygnować z relaksu, odrzucił okazję życia ułatwionego, a temu służą wyśmienicie wszelkie stypendia, a już przede wszystkim zagraniczne, Kijowski napracował się w Paryżu — tak to się przecież zwykło mówić — jak dziki osioł. Luksus luksusem a karmić duchowo siebie wedle swoich wewnętrznych głodów to przede wszystkim straszliwa praca, za którą nikt nigdy nie miał ochoty płacić. To nic, że nie ma prawdziwej krytyki, gdy nie jest ona produktem ubocznym zaspokajania wewnętrznych głodów krytyka. Krytyki nikt dzisiaj nie ceni. Co najwyżej potrzebni są krytycy z zawodu, a nie z powołania. Krytyk z zawodu uprawia źle płatne rzemiosło, które z pracą nad samym sobą nie ma nic wspólnego. Kijowski w swojej normalnej pracy nie czyta tego, co sam z siebie potrzebowałby czytać. W Paryżu postanowił jednak być sobą.
Nie chcę powiedzieć, że dopiero Paryż, czy ściślej francuska literatura dostarcza krytykowi godnej strawy duchowej. Absolutnie nie o to chodzi. Powiedziałbym nawet, że tylko okoliczności sprawiły, że Kijowski sycił swoje głody duchowe francuskimi tekstami. Równie dobrze mogłyby to być teksty rosyjskie, niemieckie, a nawet wprost polskie. Może nawet przede wszystkim polskie. Nie minę się z prawdą, gdy powiem, że Kijowski czytał Francuzów za-
Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/310
Ta strona została przepisana.