„Jeżeli jednak ludzie mojego pokolenia stosowali tę ulgową taryfę z porozumiewawczym przymrużeniem oka, to nasi następcy — wychowani już w pełnej kulturalnej izolacji — przyjęli ją ze śmiertelną powagą młodości i niewiedzy. Dla nich to, którym moje pokolenie nie pozostawia w spadku ani jednej oceny na serio, postanowiłem napisać parę artykułów, gdzie bym powiedział nareszcie do końca, co sądzę o wydźwigniętych przez nas wielkościach“ (str. 9).
Taka deklaracja zobowiązuje. Sam się zaliczam do wychowanych w pełnej kulturalnej izolacji i z największą chęcią gotów byłbym coś poważnego o literaturze polskiej usłyszeć od człowieka tak światowego jak Sandauer. Wybierając stanowisko apologety, jeśli nie polskiej literatury w całości, to przynajmniej kilku czy kilkunastu jej najwybitniejszych przedstawicieli, zdaję sobie przecież sprawę, że nie jest to literatura w świecie najwybitniejsza. Myślę nawet, że byłbym w stanie napisać pamflet na niejednego pisarza ocenianego kiedyindziej pozytywnie. Tylko czy czas to najbardziej odpowiedni do pisania pamfletów na pisarzy, którzy, tak jak mogli, chcieli „dawać świadectwo prawdzie“ w świecie „epoki pieców“. Zbyt wiele widzę trudności w życiu, żeby oskarżać pisarzy i to tych, którzy mimo wszystko potrafili to i owo w swojej sztuce ocalić. Załóżmy jednak, że Sandauer walczy o wartości absolutne, że chce stosować kryteria bezwzględne. Przynajmniej na prywatny użytek każdy, a zwłaszcza krytyk, myśli sobie przecież nie tylko na „tak“, ale i na „nie“ o polskiej literaturze i o jej uznanych wielkościach. Skoro Sandauer zdobył się na odwagę, żeby swoje „nie“ wypowiedzieć, należałoby oczekiwać niejednej śmiałej myśli. I tu dopiero czekają nas same rozczarowania.
Błędy stylistyczne Rudnickiego to to samo, co nie-
Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/326
Ta strona została przepisana.