łości. Raczej należy podziwiać pisarza, który tak wytrwale służy przez siebie samego wykrytej idei, podporządkowującej jakże rozległe sfery ludzkich doświadczeń. Wystarczy jednak niedojrzałość zdefiniować jako młodość, a odsłoni się całkiem odmienna perspektywa zjawiska. Wtedy to, co warte kpiny i szyderstwa, może okazać się czymś wzniosłym lub tak jak u Andrzejewskiego tragicznie pięknym nawet przy całej swej absurdalności.
Dotychczasowa relacja Gombrowicz-Andrzejewski (próbował ją przed laty bardzo wstępnie charakteryzować Kazimierz Wyka) wyglądała w ten sposób, że Gombrowicz szydził z tego, w czym Andrzejewski tkwił spontanicznie, a więc w pewien sposób naiwnie. Nawet pozy szydercze Andrzejewskiego były pozami szyderczej młodości, która w akcie samoobrony odpłaca się dojrzałości pogardą za pogardę. Taka relacja była dla Andrzejewskiego niekorzystna. Zawsze mógł tu paść i padał zarzut naiwności. Że tak było, świadczy fakt usytuowania się Andrzejewskiego w tak zwanym krytycznym momencie na pozycjach Gombrowicza. Zwłaszcza w opowiadaniu „Niby gaj“ przyjęcie postawy gombrowiczowskiej jest u Andrzejewskiego ewidentne. Ratowała jedynie Andrzejewskiego autoironia, żywioł najbardziej obcy Gombrowiczowi. Gombrowicz jest tak bez reszty przejęty powagą dojrzałości i swoją misją wyszydzania niedojrzałości, że nie stać go w żadnym razie na autoironię. U Andrzejewskiego autoironia wynikała z poczucia obcości przyjętej postawy. Dlatego epizod „Niby gaju“ i „Podróży“ był tak krótki.
Andrzejewski zdradził młodość po to tylko, żeby ją uczcić w sposób świadomy i przy całym krytycyzmie absolutny. Zaprzeczył tym samym Gombrowiczowi rozważywszy wszystkie jego racje. Wszystkie
Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/40
Ta strona została przepisana.