dotychczasowe argumenty Gombrowicza zostały więc zakwestionowane. Cóż warta dojrzałość, zdaje się mówić autor „Bram raju“, skoro za jej siłą kryje się starcza bezradność. Brat w habicie minoryty wie, przed czym się korzy: „wszyscy, którzy zwierzali mi swoje grzechy, istotnie byli dziećmi i ich niewinność była rzeczywistą niewinnością ich ciał, nie dusz, ponieważ dusz jeszcze nie mają“. Z duszą czy bez duszy każdy przecież jest w absolutnej władzy ciała. Można wszystko zwyciężyć, ciała się nie zwycięży. Można wszystkim wzgardzić, ciałem wzgardzi tylko hipokryta. Hrabia na Chartres i Blois nie był na tyle silny, żeby znieść klęskę swego ciała. Spowiednik w habicie minoryty umiera nie bez triumfalnej rozkoszy pod ciężarem ciał wspaniałych i niewinnych.
Andrzejewski zdystansował Gombrowicza w autentyzmie wybranych wartości. Z wszystkich bogów przeszłych i przyszłych bóg ciała był i będzie bogiem najprawdziwszym. Był pierwszym i będzie ostatnim. Andrzejewski wrócił w sferę młodości, w której trwał do pierwszej i chyba jedynej zdrady. Sfera ta jednak została o czyszczona z wszystkiego, co nieistotne. Role, które rozdzielał swym postaciom dawny Andrzejewski przynależne były do teatru w teatrze. Aktorzy młodości odgrywali swoje role w dramacie postaw moralnych, światopoglądowych, politycznych. Nie mając własnych, przywłaszczali sobie cud ze dusze. Był w tym fason młodości. Aktorzy „Bram raju“ grają przede wszystkim swoje role także szalonej, także samounicestwiającej, ale tylko i wyłącznie młodości. Oni wiedzą lub nie wiedzą, co jest w ich rolach prawdą, co szaleństwem, na dobrą sprawę jednak oni nie są od tego, żeby wiedzieć. Prawdę od szaleństwa odróżnia spowiednik. On żyje dla ich prawdy, nie dla ich szaleństwa i ginie dla ich prawdy przeciw
Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/41
Ta strona została przepisana.