nie istnieje nic takiego jak osobowość w sensie humanistycznym. Nie istnieje ona prawie wcale nawet w sensie fizycznym: „My dzisiaj stajemy się ciałem zbiorowym, nasz zapach zależy od usprawnienia komunikacji miejskiej“ (str. 82). Bohater Brandysa postawił człowiekowi diagnozę, jaka w podobnym ujęciu nie została nigdy postawiona: uśmiercił człowieka absolutnie, zlikwidował osobowość totalnie, umieścił ją w sferze wspomnień dzieciństwa, tego wielkiego nieszczęścia, „które spotyka nas bardzo wcześnie i prowadzi nas do rozbicia naszej osobowości“. W jego ujęciu rozbicie osobowości jest faktem dokonanym, zamkniętym i nieodwracalnym. To nie żadne zagrożenie, nie żaden rozwijający się proces, nie żadna niezrealizowana możliwość. On proponuje wyciągnięcie praktycznych wniosków z takiego stanu rzeczy: „Wydaje mi się, Panie Ministrze, że nasza wielorakość psychiczna mogłaby być dziedziną specjalnego resortu“ (str. 79). On dziwi się, że przy takim stanie rzeczy zabawa toczy się dalej. „Nie mam nic Państwu do wyznania prócz mglistych podejrzeń na swój i cudzy temat. Moje i cudze tematy niewiele się od siebie różnią. Jesteśmy pokrętnie i boleśnie nawzajem sobą przeniknięci, nie spostrzegacie tego Państwo? Pomieszani ze sobą w sposób niezróżnicowany. Obrażająco niezróżnicowany. A mimo to rzecz posuwa się naprzód“ (str. 81).
Poeta z „Romantyczności“ i aktorka z „Jak być kochaną“ dorzucają jedynie drobiazgi do tego, na co się zdobył bohater „Sobie i Państwu“. Oni to samo zjawisko naświetlają z różnych mniej istotnych aspektów, przeprowadzają inne dowody tej tezy, którą bezapelacyjnie i bez wątpliwości wysunął bohater „Sobie i państwu“. Poeta i aktorka są zresztą daleko mniej konsekwentni. Poeta w podobny sposób kon-
Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/49
Ta strona została przepisana.