Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/56

Ta strona została przepisana.

uśmiał z pseudouczonych i absolutnie prostackich kłótni o tak zwaną mowę pozornie zależną w dylogii Brezy. Mniejsza o krytyków, których przeznaczeniem jest wikłać się we własnych głupstwach. Wyrafinowany nowoczesny poeta pisał o „Murach Jerycha“, że ich styl to siedem grzechów głównych przeciwko prostocie i tradycjom polskiej prozy artystycznej. Dziś, kiedy trzeciorzędna literatura rozrywkowa stosuje najbardziej wymyślne struktury narracyjne, może się zdarzyć, że respekt Brezy dla punktów widzenia postaci powieściowych (o cóż innego chodzi w tej tak zwanej mowie pozornie zależnej?) będzie uznany za dziewiętnastowieczną starzyznę i jałowy tradycjonalizm. Bo monologi wewnętrzne, strumienie świadomości, monologi gadane i dziesiątek innych modnych i przyswojonych technik narracyjnych! Tak, tak, dzisiaj usprawiedliwiona jest obawa, że to, co przed dziesięciu laty było niezrozumiałe i zbyt trudne, okaże się i za łatwe, i za proste.
W każdym razie chciałbym zaapelować do czytelników, żeby dziś nie przegapili cyklu powieściowego Brezy. „Spiżowa brama“ i „Urząd“ to dzieła znakomite, ale Breza nie dzięki nim dopiero stał się jednym z mistrzów polskiej prozy. Warto pamiętać, że Breza krajowy „urząd“ lat trzydziestych znał o wiele głębiej i gruntowniej niż „urząd“ watykański. Znał go od kulis, od podszewki, od kuchni. Warto przypatrzyć się, jak po mistrzowsku i jak nowocześnie prezentuje Breza ów polski urząd i jego menagerów. Główne założenie myślowe cyklu Brezy, że niczego nie trzeba kompromitować z zewnątrz, bo wszystko kompromituje się samo i w sposób nieuchronny od środka, jakże chlubnie świadczy o świetności pisarskich ambicji pisarza. Żeby kompromitacja była kompletna i doskonała, musi to być autokompromitacja.