Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/72

Ta strona została przepisana.

ślepi rozprawiający o kolorach. Niełatwo się nawet domyślać, skąd się biorą takie przypuszczenia. Bo skąd, na Boga? Że Czeszko nie wygłasza bogoojczyźnianych tyrad? Tak, nie wygłasza. Że ci, którzy polegli, nie marzą przedtem z płomieniem w oczach o bohaterskiej śmierci? Tak, nie marzą o śmierci, nie marzą w ogóle o niczym, są po prostu do ostatnich granic utrudzeni. Że giną wszyscy i to giną w zwyczajny żołnierski sposób? Tak, rzeczywiście, ale Czeszko pisze właśnie epitafium nie epitalamnium. Któż ma pretensje do Jana z Czarnolasu, że opiewa tę, która umarła? A może jest ktoś taki, może oskarża się po cichu Kochanowskjego, że uwiecznił śmierć, a nie narodziny swojej córki. Doprawdy, już nic nie wiadomo. Czeszko głosi zresztą nie chwałę śmierci, a chwałę życia tych, którzy polegli w wojnie, o której myśli się do dziś dosyć zgodnie, że była wojną sprawiedliwą.
Tren, czyli śpiew żałobny. Odwieczny i dziś już trwający jedynie w skostniałych, klasycznych formach kształt słowa literackiego. współcześnie wygłasza się jeszcze mowy pogrzebowe, ale to już niewiele ma wspólnego z literaturą. Czeszko odważył się ożywić skostniałą formę, uznał, że ożywi ją słowo prozy, słowo proste i codzienne, byleby było maksymalnie prawdziwe i rzetelne. Wzniosłość i patos? Tak. Ale droga do nich prowadzi poprzez wszystkie możliwe zaprzeczenia wzniosłości i patosu. Właśnie zapasowa kompania zapasowego pułku. Właśnie ludzie bez złudzeń, ludzie mądrzy swoim utrudzeniem i swoim mimowolnym a koniecznym wysiłkiem. Właśnie ów zwykły w żołnierskim doświadczeniu, a tak niebohatersko utrudzający MARSZ jako główny motyw bohaterskiego rapsodu żołnierskiego. Patos bitwy to zbyt znane w sztuce wszelkiego formatu i zbyt nie-