jak owa dziewczyna neapolitańska z „Podróży“: „Różni do mnie przychodzą. Wielcy i mali, sławni i nikomu nie znani, fałszywy Einstein i prawdziwy Szalaj, ale przede mną, jak przed Bogiem, wszyscy równi“ (str. 232). Prosta i inteligentna, dowcipna i niezakłamana dziewczyna z Neapolu jest przecież pozytywną bohaterką „Podróży“. Ona jedna smakuje „doli człowieczej“, jest, jaka jest, aczkolwiek na zasadzie wszechwładnego w „Podróży“ paradoksu pełni funkcje przeciwne niż artysta. „Wiem wszystko, ale nic nie mówię, bo oni mi za to płacą, głównie za to mi płacą, że mogą przez godzinę lub dwie udawać, że są kimś innym“ (str. 232). Artystom trzeba płacić za coś wręcz odwrotnego. Za to, że wiedzą i mówią prawdę.
W wyrażaniu własnej filozofii życia i sztuki pokazał Dygat w „Podróży“ kunszt mistrzowski. W swoistym kształcie jest to książka bez przesady doskonała. Można się z Dygatem godzić lub nie, nie można mu odmówić zgodności celów i środków artystycznych. Taka absolutna zgodność nigdy nie zdarza się w arcydziełach i w książkach genialnych, jest niesłychanie rzadka nawet wtedy, gdy pisarz świadomie rezygnuje z odkrywania tajemnic świata i chce się jedynie zabawić tym, co poznał i zrozumiał w pełni. Wrażenie takiej doskonałości (zaznaczam, że nie jest to literatura największa) odniosłem kiedyś przy lekturze „Panny de Maupin“ Gautiera. Jest w tych książkach żonglerski popis talentu, wiedzy, dowcipu i eleganckiej kpiny z człowieka i sztuki, ze świata i z siebie. Nie mamy polskiego Stendhala, Flauberta i Prousta, przytrafił się nam Gautier i to kiedy! W wieku Joyce’a, Kafki i Faulknera.