Dwie postacie mroczne, dzikie,
Na czworakach kroczą dumnie
O północy, drogę sobie
Czyniąc wpośród jodeł gęstwy.
Jest to Atta Troll wraz z synem,
Młodym owym jednouchem.
Gdzie zmierzch leśny wskróś przeświéca,
Przy ofiarnym głazie stają:
„Ten głaz” — mruczy ojciec stary —
Jest to ołtarz, gdzie druidy,
W dniach ciemnoty i przesądu,
Poświęcali krew ofiarną.
O, nieszczęsne zaślepienie!
Kiedy myślę o tém, włosy
Dębem stają mi na grzbiecie.
Na cześć Boga krew przeléwać!
Dziś już czasy oświéceńsze.
Nie zabija już brat brata
Z dzikiéj jakiejś gorliwości
O niebieskie zyski swoje.
Nie; już niéma takich szaleństw,
Ani rojeń fantastycznych.
Korzyść ziemska, samolubstwo —
To dziś ludzi pcha do mordów.
Dziś za dobra ziemskie człowiek
Chwyta jeden przez drugiego.
W tym rabunku nieustannym
Strona:Henryk Heine - Atta Troll.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.
Rozdział X.