Ja wyglądam, jak szaleństwo,
Które śmierci towarzyszy.
Szpetnie pusta okolica!
Czy przekleństwo ciąży nad nią?
Zda się krew na pniu spostrzegam
Karłowatéj jodły czarnéj.
Jodła ta przy chacie stérczy,
Co się kryje zawstydzona
Przez pół w ziemię; błagająco,
Trwożnie patrzy dach słomiany.
Mieszkańcami owéj chaty
Są Kagoty, szczęty marne
Prastarego gór plemienia,
Które w cieniu tu wymiéra.
W sercach prawych Baskijczyków
Dziś się jeszcze tli nienawiść
Do Kagotów. Smętne resztki
Smętnych czasów fanatyzmu.
W starych Basków starym tumie[1]
Jest żelazna furtka nizka.
Było to, jak prawi kustosz,
Wejście dla Kagotów nędznych.
Im wzbronione były niegdyś
Wielkie drzwi kościelnéj nawy,
Więc się tędy do świątyni
Przekradali, jak złodzieje.
Tam, na nizkim owym stołku
Siedział, żebrząc, Kagot stary,
Zdala, jak zapowietrzony,
- ↑ W Bagnères.