Strona:Henryk Heine - Atta Troll.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

Nigdy zjawisk tych dziewiczych.
Piérwsza miała nów u czoła —
I tę łatwo poznać było.
Harda, czysta, posągowa,
Jedzie wielka łowów ksieni.
Jéj tunika do połowy
Kryje piersi, biodra kryje,
A pochodni blask i księżyc
Ślizga się po członkach białych.
Jak z marmuru białe lica,
I jak mundur zimna cała.
Straszną była dumna bladość
Tych surowych, boskich rysów.
Przecież w czarnych jéj źrenicach
Gorzał jakiś blask namiętny,
Jakiś słodki ogień, który
Duszę ślepił i pożérał.
Jakże inną ta Dyana
Od bogini téj okrutnéj,
Co, w jelenia zamieniwszy,
Psami szczuła Akteona!
Czyżby teraz za tę winę
W wyuzdaném łowców gronie,
Jak zwyczajny upiór ziemski,
Pędzić miała w noc miesięczną?
Późno, ale tém gwałtowniéj
Płomień żądzy w niéj się zbudził —
I dziś pali się w jéj oku,
Jak prawdziwy żar piekielny.
Dziś nagradza czas stracony,
Kiedy każdy mąż — był bogiem,
I być może, iż ilością